1,2 mln wadliwych testów na koronawirusa. „Możemy wrzucić je do Dunaju”

1,2 mln wadliwych testów na koronawirusa. „Możemy wrzucić je do Dunaju”

Test medyczny (zdj. ilustracyjne)
Test medyczny (zdj. ilustracyjne) Źródło: fshoq.com/Attribution 4.0 International (CC BY 4.0)
W związku z powstaniem w Europie nowego epicentrum wirusa SARS-COV-2, część lokalnych krajów zwróciła się do Chin, poszukując szybkich testów przesiewowych. Zaledwie po kilku tygodniach okazuje się, że nadzieja dawana przez tego typu rozwiązanie była złudna. Słowacja jest kolejnym krajem, który zwraca uwagę na daremność korzystania z chińskiego produktu.

Słowacki rząd za 15 milionów euro kupił w Chinach aż 1,2 miliona testów, które miały w krótkim czasie dawać wyniki dotyczące obecności koronawirusa u badanych. Jak się jednak okazuje, testy te nie są w stanie wykrywać SARS-COV-2 we wczesnej fazie zakażenia. Premier kraju Igor Matović, którzy urząd objął dopiero w ubiegłym miesiącu, całą sprawę kwituje krótko. – Mamy ich tonę i nie ma z nich żadnego pożytku. Możemy wrzucić je prosto do Dunaju – rzucił.

Matović całą partię testów „odziedziczył” po wcześniejszym rządzie, który ostro krytykował m.in. za korupcję. Problem wykracza jednak poza Słowację. Podobne problemy zgłaszali już Hiszpanie i Turcy. Chińska firma przynajmniej w tym pierwszym przypadku zobowiązała się do dostarczenia sprawnych testów, jednak zamieszanie może wpłynąć na wiarygodność Pekinu, który w obliczu chaosu w Waszyngtonie chciałby przejąć rolę globalnego przywódcy i pokierować walką z pandemią. To także problem dla europejskich krajów: zarówno gospodarczy – miliony wydane na diagnostykę nie przynoszą rezultatu, jak i w kontekście samej walki z SARS-COV-2.

Czytaj też:
Hiszpania kupiła co najmniej 640 tys. wadliwych „szybkich testów” na koronawirusa
Czytaj też:
500 ofiar w jeden dzień. Koronawirus na Wyspach blisko pułapu 30 tys. przypadków
Czytaj też:
Czechy zwiększają liczbę dziennych testów. To kraj z największą ilością zakażeń w tej części Europy