Słowacki rząd za 15 milionów euro kupił w Chinach aż 1,2 miliona testów, które miały w krótkim czasie dawać wyniki dotyczące obecności koronawirusa u badanych. Jak się jednak okazuje, testy te nie są w stanie wykrywać SARS-COV-2 we wczesnej fazie zakażenia. Premier kraju Igor Matović, którzy urząd objął dopiero w ubiegłym miesiącu, całą sprawę kwituje krótko. – Mamy ich tonę i nie ma z nich żadnego pożytku. Możemy wrzucić je prosto do Dunaju – rzucił.
Matović całą partię testów „odziedziczył” po wcześniejszym rządzie, który ostro krytykował m.in. za korupcję. Problem wykracza jednak poza Słowację. Podobne problemy zgłaszali już Hiszpanie i Turcy. Chińska firma przynajmniej w tym pierwszym przypadku zobowiązała się do dostarczenia sprawnych testów, jednak zamieszanie może wpłynąć na wiarygodność Pekinu, który w obliczu chaosu w Waszyngtonie chciałby przejąć rolę globalnego przywódcy i pokierować walką z pandemią. To także problem dla europejskich krajów: zarówno gospodarczy – miliony wydane na diagnostykę nie przynoszą rezultatu, jak i w kontekście samej walki z SARS-COV-2.
Czytaj też:
Hiszpania kupiła co najmniej 640 tys. wadliwych „szybkich testów” na koronawirusaCzytaj też:
500 ofiar w jeden dzień. Koronawirus na Wyspach blisko pułapu 30 tys. przypadkówCzytaj też:
Czechy zwiększają liczbę dziennych testów. To kraj z największą ilością zakażeń w tej części Europy