O historii polskiego zadłużania i jego teraźniejszości pisze „Rzeczpospolita”. Dziennik przyznaje, że obecnemu poziomowi zadłużania się winna jest pandemia. Jednocześnie dodaje, że ekonomiści rozumieją problemy gospodarcze tej chwili, wskazując jednocześnie na potencjalne kłopoty w przyszłości. Decyzje ograniczające wydatki, bijące w społeczeństwo, muszą się kiedyś pojawić, przy założeniu, że podjęta zostanie decyzja o redukowaniu poziomu zadłużenia.
Dobrym przykładem skoku zadłużenia jest deficyt budżetowy. Na początku roku, kiedy o COVID-19 nikt nie słyszał, miał to być rok bez długu. Tymczasem w nowelizacji budżetu zapisane jest 109 mld zł na minusie. To nie są pieniądze, które rząd ma, musi je pożyczyć.
Jak pisze „Rzeczpospolita” za rok i 4 miesiące – w grudniu 2021 roku – państwo będzie miało 1,52 biliona zł długu. O połowę więcej niż w grudniu 2019 roku (480 miliardów zł).
Dług na koniec 2021 roku będzie wynosił 64,7 proc. PKB. Tym samym przekroczymy limit Unii Europejskiej.
Czy czekają nas późniejsze cięcia i zaciskanie pasa? Ani sam periodyk, ani cytowani przez „Rzeczpospolitą” eksperci nie mają wątpliwości, że tak, w tym w sztandarowych programach rządzących oraz w zatrudnieniu w administracji publicznej.
Czytaj też:
Ministerstwo Finansów z nowymi danymi o stanie budżetu. Spadł deficyt, o blisko 3 mld zł