Jak informuje medium podwyżka emerytur dla odchodzących na emeryturę wiąże się ze skróceniem średniego oczekiwanego czasu trwania życia.
Winna temu skróceniu jest pandemia. Liczba zgonów w 2020 roku była tak duża, że skrócił się oczekiwany czas trwania życia. Ten czas wyliczył Główny Urząd Statystyczny, a jest on podstawą obliczania emerytury w systemie. Składkę dzieli się przez współczynnik (średni oczekiwany czas życia) i otrzymuje się wysokość świadczenia.
Skoro czas się skrócił, to i świadczenie wzrosło. Ci, którzy w 2020 roku przeszli na emeryturę, będą pobierali świadczenia w wyższym wymiarze. To samo spodziewane jest wobec tych, którzy na emeryturę przejdą w 2021 roku. Potem trend ma się odwrócić w związku ze spodziewanym końcem pandemii. Kolejni emeryci zostaną poszkodowani, gdy oczekiwany czas życia się znów wydłuży.
Wygrani emeryci z pandemicznych roczników
„Dziennik Gazeta Prawna” cytuje prof. Piotra Szukalskiego z Uniwersytetu Łódzkiego, który wyjaśnia mechanizm: ‒ Teraz umierali ludzie starsi, w gorszym stanie zdrowia. Ale spodziewam się, że po zakończeniu pandemii przez kolejne pięć lat będziemy obserwowali nadzwyczajny skok w trwaniu życia. Tak więc ci, którzy przeszli na emeryturę w 2021 lub 2022 r., będą wygranymi. A ci, którzy zrobią to w latach 2023‒2024, dostaną po kieszeni.
W związku z tym eksperci doradzają rewizję systemu, który teraz jest uzależniony od wskaźnika oczekiwanego czasu życia. A ten, jak widać, zmienia się z roku na rok, mogąc powodować poczucie niesprawiedliwości.
Czytaj też:
Gwiazdy narzekają na zbyt małe emerytury. „Za taką kwotę nie da się żyć”