Krytycy wieszczyli jej wielką sławę. Żyła krótko, ale zostawiła po sobie setki obrazów. Muzeum Narodowe przypomina postać Anny Bilińskiej

Krytycy wieszczyli jej wielką sławę. Żyła krótko, ale zostawiła po sobie setki obrazów. Muzeum Narodowe przypomina postać Anny Bilińskiej

Anna Bilińska, Portret własny
Anna Bilińska, Portret własny
Jej autoportret miał zawisnąć obok Jacka Malczewskiego i Aleksandra Gierymskiego. Nie zdążyła dokończyć dzieła, nie udało się jej również otworzyć w Warszawie szkoły malarskiej ani zająć malarstwem historycznym, uważanym za prawdziwie „męskie”. Na przeszkodzie stanęła śmiertelna choroba. Muzeum Narodowe przypomina twórczość Anny Bilińskiej, wielkiej zapomnianej polskiego malarstwa.

Większość z nas bez zawahania wymieni nazwiska wybitnych polskich mężczyzn-malarzy, ale poproszeni o wskazanie choćby pięciu nazwisk kobiet raczej szybko się zatniemy. Na pewno Olga Boznańska, wybitna przedstawicielka modernizmu. Może niektórzy wspomną zmarłą 45 lat temu Zofię Stryjeńską, no i Tamara Łempicka, której płótna sprzedawane są dziś na aukcjach za kilka milionów euro.

Szybko się ta lista wyczerpie, ale nie dlatego, że w naszej historii zabrakło uzdolnionych polskich malarek, ale dlatego, że ta historia źle się z nimi obeszła. Choć za życia rozpoznawane, później zostały zepchnięte gdzieś na margines. Muzeum Narodowe w Warszawie wyciągnęło z tej czeluści niepamięci Annę Bilińską, której talent powinien uplasować ją wysoko w panteonie polskich twórców. I może tak by się stało, gdyby nie przedwczesna śmierć. Artystka zmarła w 1893 roku w wieku 39 lat, ale zostawiła po sobie kilkaset płócien, które dziś znajdują się w prywatnych kolekcjach i muzeach nie tylko Europy, ale i Stanów Zjednoczonych.

Z Wiatki do Paryża

Artystka urodziła się w 1854 roku w Złotopolu na Ukrainie, dzieciństwo zaś spędziła na Kijowszczyźnie oraz w Wiatce, gdzie praktykę lekarską prowadził jej ojciec. Rodzice dość wcześnie zorientowali się, że córka ma zdolności plastyczne i gdy miała 12 lat, zapisali ją na lekcje rysunku. Jej pierwszym nauczycielem był jeden z czołowych ilustratorów tamtych czasów, Michał Elwiro Andriolli, który w prowincjonalnej Wiatce przebywał nie w poszukiwaniu artystycznych uniesień, lecz odbywał tam karę zesłania za afiszowanie się z patriotyzmem, co nie spodobało się rosyjskiemu zaborcy.

Gdy Anna miała 21 lat, matka przeniosła się z nią do Warszawy, by mieć oko na córkę, gdy ta będzie uczyła się w szkole muzycznej, a następnie w prywatnej pracowni Wojciecha Gersona. Fakt ten świadczy o tym, że rodzina Bilińskich była otwarta i bardzo nowoczesna – w tamtych czasach przyjęte było, że kobiety kształcą się tylko na poziomie podstawowym, tak by zyskać umiejętności niezbędne dla żony i dobrej gospodyni.

Muzeum Narodowe w Warszawie

Na warszawskiej pracowni edukacja Bilińskej mogła się była zakończyć – uniwersytety bardzo niechętnie patrzyły na kobiety w swych szeregach. Wspomniana wcześniej Zofia Stryjeńska przebrała się za mężczyznę, by móc studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Mistyfikację przejrzano, a ona musiała salwować się ucieczką. Anna Bilińska nie uciekła się do takiego oszustwa i wybrała naukę w prywatnej szkole malarstwa. Wybór padł na Paryż – z jednej strony miasto to było centrum życia kulturalnego i mekką artystów, z drugiej – działało tam wiele prywatnych szkół. Wybór Bilińskiej padł na Académie Julian, mającej opinię najlepszej szkoły artystycznej przyjmującej kobiety.

Podróż w czasie do XIX-wiecznej pracowni

Szkoła istniała od 1867 roku do lat 60. XX wieku. Na wystawie w Muzeum Narodowym możemy dowiedzieć się, jak wyglądała pracownia, przez której umiejętności szlifowało w sumie kilkudziesięciu studentów polskiego pochodzenia, którzy w ciągu stu lat pobierali tam edukację. W jednej z sal zrekonstruowano pracownię, a spadkobiercy ostatniego kierownika Académie Julian przechowywali oryginalne sztalugi, taborety, gipsy i inne przedmioty, z których korzystali artyści jeszcze w XIX wieku. Z wielką radością wypożyczyli je polskiej instytucji, dzięki czemu leżące latami pamiątki na kilka miesięcy zyskały nowe życie.

Paryska pracowniaParyska pracownia

Wypożyczonych eksponatów jest na wystawie Anny Bilińskiej znacznie więcej. Wprawdzie to w Muzeum Narodowym w Warszawie znajduje się największa kolekcja prac artystki, ale wiele dzieł znajduje się na co dzień w zbiorach prywatnych i muzeach za granicą. Już po zakończeniu edukacji Bilińska parała się przynoszącą dobre pieniądze pracą portrecistki. Z jej usług korzystali dobrze sytuowani przedstawiciele klasy średniej, na zlecenie których portretowała nierzadko wszystkich członków rodziny. Wiele z tych obrazów do dziś pozostaje wśród rodzinnych pamiątek.

Dodajmy zupełne uczciwie, że realizując zamówienia, Bilińska nie mogła wykorzystać pełnego wachlarza swoich umiejętności. Malowała tak, by klient był zadowolony, a więc stosowała zasadę, że uwieczniona postać powinna być ładniejsza niż jest w rzeczywistości. Kilka takich portretów również znalazło się na wystawie. Nie pretendują do miana dzieł sztuki, ale kuratorki wystawy zdecydowały się umieścić je, by pokazać artystyczną drogę, jaką przeszła Bilińska. Chałturnicze portrety dzieci o dużych oczach i nienaturalnie zaróżowionych policzkach nie są przecież czymś, czego artystka powinna się wstydzić.

Wystawa to wielkie przedsięwzięcie logistyczne

- Z perspektywy oglądającego, zorganizowanie wystawy jest bardzo proste. Ktoś przyszedł,wbił gwoździe do ściany i powiesił obrazy. Tak naprawdę to olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne, ale też przedsięwzięcie związane z wyborem eksponatów, ich transportem, bo na co dzień często są przechowywane w odległych miejscach, to kwestia ich ubezpieczenia – zauważył Łukasz Gaweł, dyrektor Muzeum Narodowego w trakcie szczególnego spotkania, które w murach tej instytucji odbyło się w środę 22 września.

Była to okazja do podziękowania bankowi PKO BP, który jest mecenasem wystawy „Artystka. Anna Bilińska 1854–1893”. To nie pierwszy raz, kiedy PKO BP wsparł działalność tej najważniejszej w Polsce instytucji muzealnej. Wcześniej bank sponsorował m.in. renowację obrazu „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki,jest mecenasem Galerii Sztuki Średniowiecznej. Nie wszyscy wiedzą, że PKO BP ma również własną kolekcję sztuki, przede wszystkim współczesnej, i jest obecnie jednym z instytucjonalnych mecenasów kultury w Polsce. W 2019 roku we wnętrzach Muzeum zaprezentowano je szerokiej publiczności.

Wspólnych przedsięwzięć artystycznych będzie w przyszłości więcej. Wspieranie kultury jest ważne nie tylko dla Banku PKO BP, ale też leży w kręgu zainteresowań prezesa Jana Emeryka Rościszewskiego. W trakcie krótkiej przemowy nawiązał do malarstwa Anny Bilińskiej w kontekście kolekcji Ignacego Korwin-Milewskiego oraz jego brata Hipolit.

Wystawa prac Anny Bilińskiej

- To były wyjątkowe postacie końca XIX wieku, nadzwyczaj zasłużone dla polskiej kultury. Bracia zgromadzili ogromną fortunę na terenie dzisiejszej Białorusi. Majątek ten wykorzystali w różnorodny sposób. Ignacy miał wielkie ambicje stania się malarzem, ale zabrakło mu zdolności, które mieli jego koledzy ze szkoły paryskiej czy monachijskiej. Zbudował więc kolekcję ich dzieł. Kupił od Habsburgów Żywieckich wyspę Santa Catarina na Adriatyku u wybrzeży Chorwacji, gdzie zaprojektował willę, która miała pomieścić wspaniałą kolekcję polskiej sztuki, przede wszystkim autoportrety najwybitniejszych ówczesnych malarzy polskich – opowiadał Rościszewski.

Anna Bilińska, uznawana już wtedy za jedną z najwybitniejszych polskich artystek, również dostała takie zlecenie. Swojego autoportretu nie dokończyła, bo pracę przerwała śmierć. „Autoportret niedokończony” również prezentowany jest na warszawskiej wystawie.

- Jest to wspaniały dowód jej kunsztu. Wierzę, że któregoś dnia Bankowi PKO BP będzie dane stać się patronem wystawy dzieł z kręgu Ignacego Korwin-Milewskiego i jego brata Hipolita – zakończył Rościszewski.

„Do niej należy przyszłość”

To jednak nie „Autoportret niedokończony” jest najwybitniejszym dziełem Bilińskiej, lecz portret własny, który ukończony został w 1887 roku. To za jego sprawą zaistniała w środowisku francuskich artystów, a jej nazwisko zasłynęło w całej Europie. Namalowała go z myślą o wystawieniu na Salonie Société des Artistes Français, czyli corocznej wystawie francuskich malarzy i rzeźbiarzy. Na płótnie widzimy pewną siebie malarkę, która przysiadła gdzieś na chwilę, ale za chwilę wróci do pracy. Malując autoportret, artysta chce z reguły nieco kokietować odbiorców – przedstawia się w dobrym świetle, prezentuje w najlepszych ubraniach. Anna Bilińska nie gra w taką grę: przedstawiła się bez upiększeń, ma fryzurę w nieładzie.

Anna Bilińska, Portret własny

Obraz spotkał się z lawiną entuzjastycznych recenzji. „Do niej należy przyszłość” – pisano w prasie. W uznaniu kunsztu jurorzy Salonu w 1887 roku przyznali Annie Bilińskiej medal trzeciej klasy, a dwa lata później, na słynnej wystawie światowej (tej, na której Gustave Eiffel zaprezentował swoją wieżę i której ocena na długie lata podzieliła mieszkańców Paryża) otrzymała medal drugiej klasy.

W 1887 roku zaprezentowano „Portret własny” polskiej publiczności. „Panna Bilińska jest bohaterką na wystawie w Sukiennicach (…) Zakasowała nawet Matejkę (…). Umie swój talent trzymać pod kontrolą oczu – maluje tylko, co widzi, a widzi doskonale, więc nic nie traci z rzeczywistości” – rozpływała się w zachwytach ówczesna prasa.

Anna Bilińska

Powrót do ukraińskich korzeni

Po sukcesie „Portretu własnego” zamówienia na portrety płynęły z różnych krajów. Na przełomie lat 80. i 90. XIX wieku była najbardziej znaną polską malarką. W tamtym okresie zainteresowała się folklorem, głównie ukraińskim, związanym z jej rodzinnymi stronami. Przygotowała serię pasteli wyobrażających polskie typy ludowe, która bardzo spodobała się w Londynie. Dzięki intratnym zleceniom mogła sobie pozwolić na podróże po Francji w poszukiwaniu inspiracji. Znalazła ją m.in. w Bretanii: tam namalowała najsłynniejszy „bretański” obraz w swojej karierze, „Bretonka na progu chaty”. Malarka zaprezentowała tu przede wszystkim swoją ogromną wrażliwość na światło, umiejętnie kontrastując ciemne wnętrze z rozświetloną, malowaną plamami roślinnością na zewnątrz.

Anna Bilińska, Bretonka na progu domu

Obraz silnie nawiązuje do popularnego w tamtym czasie impresjonizmu, co jest zaskakujące, gdyż kilka lat wcześniej Bilińska krytykowała ten nurt w sztuce. Czyżby zmieniła zdanie? Niewykluczone, bo związków z impresjonizmem można się doszukiwać również na innych płótnach, np. obrazie „Ulica Unter den Linden w Berlinie”. Anna Bilińska, Ulica Unter den Linden w Berlinie

Anna nie zdążyła ukończyć autoportretu i wrócić do Polski

Swego męża Antoniego Bohdanowicza poznała na jednym z wieczorków towarzyskich, które organizowała w swoim paryskim mieszkaniu. U Bilińskiej chętnie bywali mieszkający w Paryżu Polacy i któregoś dnia pojawił się on, druga miłość jej życia. Pierwszy narzeczony zmarł w 1885 roku i Anna Bilińska przez kilka lat nie dopuszczała myśli, że mogłaby związać się z kimś innym. Antoni Bohdanowicz nie był artystą, lecz lekarzem i wykazał się ogromną cierpliwością – dopiero po dwóch latach znajomości zgodziła się ona zostać jego żoną. Ich ślub odbył się w czerwcu 1892 roku.

Państwo młodzi planowali przenieść się do Warszawy, gdzie Anna chciała założyć prywatną szkołę plastyczną na wzór Académie Julian. Para byłą już niemal gotowa do wyjazdu, ale dostała zamówienie namalowania portretu do kolekcji hr. Ignacego Korwin-Milewskiego. Podobne zamówienia otrzymali m.in. Jacek Malczelwski i Aleksander Gierymski. Wyjazd do Warszawy przełożono na później, a artystka przystąpiła do pracy. Niestety, w 1893 roku przypomniała o sobie choroba reumatyczna (cena za studenckie lata spędzone w chłodnych i wilgotnych pomieszczeniach), pojawiła się również wada serca. Zamiast odpoczywać i leczyć się, czas spędzała przy sztalugach, choć była bardzo osłabiona. Jej mąż uważał, że praca nad autoportretem ostatecznie przyczyniła się do jej śmierci.

Autoportret nie został ukończony, za to udało się jej spełnić wielkie marzenie: wróciła do Warszawy i tu zmarła 8 kwietnia 1893 roku.

Pomimo tego, że Bilińska była aktywną zawodowo artystką przez zaledwie 18 lat, pozostawiła po sobie setki obrazów reprezentujących różne okresy jej działalności – od pierwszych wprawek po płótna ukazujące jej kunszt w pełnej krasie. Kuratorki wystawy dr Agnieszka Bagińska i Renata Higersberger zdecydowały się zaprezentować również mniej znane obrazy Bilińskiej oraz malowane na zlecenie i dziś znajdujące się gdzieś wśród pamiątek rodzinnych. Wystawę można oglądać do 10 października 2021 roku.

Autoportret niedokończony

Źródło: WPROST.pl