Kiedy kilka lat temu w Katowicach na szczycie klimatycznym COP prezydent Andrzej Duda powiedział, że mamy węgla na 200 lat, wszyscy skupili się na tej części jego wypowiedzi. Zapomniano, że w kolejnym zdaniu dodał, że tego, który nada się do wydobycia, również ekonomicznie, mamy na lat 30-40. To i tak całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że UE od lat promuje odchodzenie od węgla kamiennego.
Niemcy swoją ostatnią kopalnię tego surowca zamknęli w 2018 r., co nie przeszkodziło im w otwarciu w 2020 r. kontrowersyjnej elektrowni na to paliwo, czyli Datteln 4, opalanej surowcem z importu, w tym z Rosji. Polska elektroenergetyka bazowała głównie na krajowym paliwie, ale inaczej było już w przypadku ciepłownictwa i indywidualnych pieców węglowych.
Ciepłownie potrzebują niskosiarkowego węgla, bo nie mają pieniędzy na inwestycje w instalacje odsiarczania, a muszą spełniać unijne normy w tej kwestii. Chodzi o 0,6 proc. siarki – a to w przypadku polskiego węgla jest bardzo trudne (elektrownie mają stosowne systemy odsiarczania), zaś węgiel rosyjski ma bardzo małą zawartość siarki. Z kolei węgiel dla gospodarstw domowych ma być tani – i takim był latami węgiel rosyjski.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.