Praca w państwowej firmie przestała być receptą na przeczekanie kryzysu. W czerwcu zarobki w sektorze publicznym wzrosły średnio zaledwie o 1,5 proc. w stosunku do czerwca ubiegłego roku. Przy inflacji, która w tym samym czasie osiągnęła 3,5 proc., oznacza to realny spadek płac. Pracownicy urzędów i spółek Skarbu Państwa muszą się również liczyć z tym, że wielu z nich wkrótce straci pracę – informuje „Puls Biznesu”.
Dotychczas osoby zatrudnione w sektorze publicznym nie odczuwały skutków kryzysu. Jeszcze jesienią ubiegłego roku notowano tu roczny wzrost wynagrodzenia rzędu 15 proc., a na początku tego roku – 10 proc. Kiedy pracodawcy prywatni cięli wynagrodzenia i etaty, pracownicy zatrudnieni przez państwo o kryzysie mogli przeczytać jedynie w gazetach. Teraz sytuacja się zmienia. – Sektor publiczny nie jest krainą wiecznej szczęśliwości. Kryzys dociera nawet tam – stwierdza Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku.
Koniec ignorowania rynku
Dlaczego dzieje się to tak późno? Eksperci tłumaczą, że o ile pracodawcy prywatni kierują się regułami rynkowymi i reagują szybko na zmiany jakie zachodzą w gospodarce, o tyle administracja publiczna i spółki państwowe działają nieco na uboczu rynkowych realiów. – W państwowych zakładach ważniejsze są kwestie społeczne – wyjaśnia Mróz. Do tego dochodzą jeszcze kwestie prawne: – Duże państwowe zakłady usztywnione są rygorem przepisów prawa pracy i umów ze związkami. Dostosowanie kosztów napotyka tam więc więcej przeszkód – przybliża ten problem Krzysztof Wołowicz, główny ekonomista Banku BPS. Teraz jednak, w związku z kolejną poprawką budżetu po raz kolejny uszczuplającą środki jakie trafią do państwowej kasy, państwowi pracodawcy nie mają wyboru – muszą szukać oszczędności.
Zbawienny skutek kryzysu
Zdaniem części ekonomistów kryzys, który dotarł do państwowych spółek, wywrze na nie korzystny wpływ, ponieważ zracjonalizuje koszty pracy ponoszone przez pracodawców z sektora publicznego. Dotychczas bowiem, nie przekładały się one w żaden sposób na efektywność: – Najwyraźniej urzędnicy przestali otrzymywać nagrody, które dotąd dostawali za samo przychodzenie do biura. Pensje w sektorze publicznym zwykle nie mają bowiem żadnego powiązania z efektywnością pracy – stwierdza z przekąsem Andrzej Sadowski, wiceprezes Centrum im. Adama Smitha.
Będą zwolnienia
Nad osobami zatrudnionymi w sektorze publicznym zawisła też groźba zwolnień. Urzędy pracy donoszą, że liczba zwalnianych będzie tu kilka a nawet kilkanaście razy większa niż w roku ubiegłym. W czerwcu 2009 roku zakłady publiczne zapowiadały zwolnienie 5 tysięcy osób – czyli siedem razy więcej niż przed rokiem. – To efekt oszczędności na czas kryzysu. Opinia, że państwową posadę trudno stracić, powinna zostać zweryfikowana – mówi Krzysztof Wołowicz.
„Puls Biznesu", arb
Koniec ignorowania rynku
Dlaczego dzieje się to tak późno? Eksperci tłumaczą, że o ile pracodawcy prywatni kierują się regułami rynkowymi i reagują szybko na zmiany jakie zachodzą w gospodarce, o tyle administracja publiczna i spółki państwowe działają nieco na uboczu rynkowych realiów. – W państwowych zakładach ważniejsze są kwestie społeczne – wyjaśnia Mróz. Do tego dochodzą jeszcze kwestie prawne: – Duże państwowe zakłady usztywnione są rygorem przepisów prawa pracy i umów ze związkami. Dostosowanie kosztów napotyka tam więc więcej przeszkód – przybliża ten problem Krzysztof Wołowicz, główny ekonomista Banku BPS. Teraz jednak, w związku z kolejną poprawką budżetu po raz kolejny uszczuplającą środki jakie trafią do państwowej kasy, państwowi pracodawcy nie mają wyboru – muszą szukać oszczędności.
Zbawienny skutek kryzysu
Zdaniem części ekonomistów kryzys, który dotarł do państwowych spółek, wywrze na nie korzystny wpływ, ponieważ zracjonalizuje koszty pracy ponoszone przez pracodawców z sektora publicznego. Dotychczas bowiem, nie przekładały się one w żaden sposób na efektywność: – Najwyraźniej urzędnicy przestali otrzymywać nagrody, które dotąd dostawali za samo przychodzenie do biura. Pensje w sektorze publicznym zwykle nie mają bowiem żadnego powiązania z efektywnością pracy – stwierdza z przekąsem Andrzej Sadowski, wiceprezes Centrum im. Adama Smitha.
Będą zwolnienia
Nad osobami zatrudnionymi w sektorze publicznym zawisła też groźba zwolnień. Urzędy pracy donoszą, że liczba zwalnianych będzie tu kilka a nawet kilkanaście razy większa niż w roku ubiegłym. W czerwcu 2009 roku zakłady publiczne zapowiadały zwolnienie 5 tysięcy osób – czyli siedem razy więcej niż przed rokiem. – To efekt oszczędności na czas kryzysu. Opinia, że państwową posadę trudno stracić, powinna zostać zweryfikowana – mówi Krzysztof Wołowicz.
„Puls Biznesu", arb