Rostowski: 52 miliardy złotych to bezpieczny deficyt

Rostowski: 52 miliardy złotych to bezpieczny deficyt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Rostowski (fot. A. Jagielak /Wprost) 
- Deficyt budżetowy w wysokości 52,2 mld zł w 2010 roku to deficyt bezpieczny, bo nie spowoduje przekroczenia pułapu 55 proc. długu publicznego w relacji do PKB - uspokaja minister finansów Jacek Rostowski. Rostowski dodał, że deficyt jest oparty na "konserwatywnych założeniach".

Rostowski zaznaczył, że deficyt budżetowy w wysokości 52,2 mld zł nie jest "deficytem jego marzeń", a jego pojawienie się nazwał "opóźnionym efektem kryzysu". Minister podkreślił, że wysokość deficytu będzie w dużej mierze uzależniona od przychodów uzyskanych z prywatyzacji. Aby nie przekroczyć progu zadłużenia wynoszącego 55 procent wartości PKB Polska musi w latach 2009-2010 roku uzyskać z prywatyzacji ok. 30 miliardów. Program prywatyzacji na lata 2009-2010 zakłada przychody na poziomie 36,7 mld zł. Na liście kluczowych spółek przewidzianych do prywatyzacji w 2009 r. są m.in. Enea, tzw. I Grupa Chemiczna, Giełda Papierów Wartościowych i Telekomunikacja Polska. Z kolei na 2010 r. zaplanowano prywatyzację m.in. takich spółek jak Tauron Polska Energia, KGHM Polska Miedź SA, Polska Grupa Energetyczna..

Wiarygodna Polska

Zdaniem Rostowskiego Polska wzmocniła swoją wiarygodność podczas kryzysu, co sprawia, że "możemy bezpiecznie zwiększyć deficyt także na 2010 rok". Widać to - jego zdaniem - po rentowności polskich obligacji. Znaczne - w porównaniu z 2009 rokiem - zwiększenie deficytu, to wynik m.in. wzrostu: dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, kosztów obsługi zadłużenia, a także świadczeń rodzinnych.

Uratowaliśmy finanse publiczne

Szef resortu finansów zwrócił uwagę, że przyszłoroczny deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie jedynie o 1 proc. PKB, podczas gdy w strefie euro będzie to średnio 1,2 proc. PKB, a w krajach poza strefą euro 1,3 proc. PKB. - To co dzieje się w Polsce z deficytem sektora finansów publicznych w żaden sposób nie odbiega od tego, co dzieje się w innych krajach europejskich - mówił. - Opozycja proponowała nam, żebyśmy szli drogą Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych. Warto zaznaczyć, że te kraje mają dzisiaj deficyty sektora finansów publicznych, które stanowią kilkanaście procent PKB - podkreślał Rostowski. Powołując się na szacunki Komisji Europejskiej zwracał uwagę, że w przypadku Stanów Zjednoczonych w 2010 r. deficyt ten będzie wynosił 14 proc. PKB, a jeśli chodzi o Wielką Brytanię - 12 proc. PKB. - Gdybyśmy poszli tamtą drogą mielibyśmy do czynienia z niekontrolowanym osłabieniem złotego i drastycznym wzrostem kosztów obsługi zadłużenia - ocenił.

To Europa ma kłopot

Rostowski tłumaczył, że deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie w 2010 r. do 7 proc. PKB, z czego 1,8 proc. PKB "wynika ze składek, które przekazujemy do OFE na poczet przyszłych emerytur. - Żaden europejski kraj nie ma tego systemu rozwiniętego na taką skalę - podkreślił. - Jeżeli odejmiemy 1,8 proc. PKB wynikające ze składek przekazywanych do OFE, to nasz deficyt sektora finansów publicznych będzie wynosił w przyszłym roku 5,2 proc. Według tej miary, aż 16 krajów w Unii Europejskiej będzie miało wyższy deficyt sektora finansów publicznych, niż Polska - tłumaczył Rostowski. Dodał, że chodzi o państwa "o dobrej dyscyplinie finansowej", w tym. m.in. Niemcy, Francję, Holandię, Austrię, Belgię.

Będzie lepiej

Minister szacuje, że sytuacja finansów publicznych, a także rynku pracy, powinna zacząć się poprawiać od połowy 2010 roku. Zapowiedział, że jeszcze w tym roku resort finansów przygotuje plan dotyczący prognoz deficytu budżetowego na najbliższe cztery lata. Ma on być przyjęty przez rząd do lipca 2010 r. Rostowski powtórzył, że w przyszłym roku rząd nie planuje podwyższać podatków. - Jeżeli chodzi o akcyzę to będzie rosła w przyszłym roku - jeżeli w ogóle - w miarę wymogów UE - powiedział.

Unii zapłacimy więcej

Ponadto minister finansów przewiduje, że w przyszłym roku wzrośnie składka członkowska, którą Polska co miesiąc przekazuje do unijnego budżetu. - Na przyszły rok przewidujemy ponad 1 mld 700 mln zł wzrostu składki do Unii Europejskiej. Wynika to z faktu, że w sytuacji, w której inne kraje Unii doznały bardzo drastycznych spadków dochodu narodowego, Polska ma jeszcze wzrost gospodarczy, a składka jest powiązana z poziomem PKB. Jeśli nasze PKB rośnie w relacji do PKB innych krajów unijnych, to musimy więcej zapłacić - opisywał.

PAP, arb