Uwolnić przedsiębiorczość Polaków

Uwolnić przedsiębiorczość Polaków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Okazuje się, że pomysłowi Polacy są w stanie zarabiać krocie nawet na… odśnieżaniu. Udowadniają tym samym, że Polak potrafi podnieść pieniądze z ulicy. Niestety, polskie państwo pomysłowości nie lubi więc rzuca przedsiębiorcom kłody pod nogi.
Eryk, mieszkaniec Rudy Śląskiej, „za 400 zł kupił używanego malucha. Następnie w firmie specjalizującej się w przeróbkach wyposażył go w obsługiwany z siedzenia kierowcy pług (zapłacił 560 zł). Wydrukował ulotki, rozniósł po znajomych". W pierwszym miesiącu działalności ten pomysłowy człowiek zgarnął 14 tys. zł. Klienci płacą mu za usługi coś w rodzaju abonamentu – dostaje pieniądze bez względu na to, czy śnieg pada, czy nie.

Zaraz, zaraz… Coś nie gra w tej historii. Wynika z niej, że Eryk działalność rozpoczął w kilka, a co najwyżej kilkanaście dni. Szok! Jak to imponujące tempo ma się do raportu Banku Światowego, według którego na otworzenie legalnej działalności gospodarczej w Polsce potrzeba 32 dni? Możemy tylko się domyślać, że nasz bohater najpierw założył działalność realnie, a dopiero potem zajął się formalnościami. W dodatku, jak przypuszczam, uczynił to drugie niechętnie. Dlaczego? Po pierwsze - nie mógł być pewien, czy jego wehikuł odśnieżający spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa i czy urzędnik nie zakaże mu w związku z tym działalności. Po drugie - z całą pewnością nie cieszyła go perspektywa poniesienia kosztów legalizacji biznesu. Po trzecie - wraz z legalizacją biznesu spadły na niego obowiązki, które odrywać go będą od właściwej działalności. Chodzi np. o obowiązek sprawozdawczy, czyli przesyłanie danych do Głównego Urzędu Statystycznego na temat swoich wyników finansowych.

Historia Eryka udowadnia, że procedury i koszty towarzyszące otwieraniu działalności gospodarczej, powinny być ograniczone do niezbędnego minimum. Tak, by firmę można było otworzyć w jeden dzień. Po co? Po to, żeby dobre pomysły mogły być jak najszybciej zrealizowane, a także po to, żeby ludzie zechcieli wychodzić z szarej strefy. Takie rozwiązanie będzie więc korzystne tak dla Jana Kowalskiego, jak i dla budżetu państwa. Niemożliwe? Wręcz przeciwnie. W Nowej Zelandii taki system funkcjonuje doskonale, a tylko trochę trudniej mają przedsiębiorcy w Australii (tu otwieranie biznesu zajmuje 2 dni), czy w … Gruzji (3 dni). Jeśli jednak zaprowadzenie nowozelandzkiej normalności wydaje się naszym politykom niewykonalne, to może chociaż zaimportujemy rozwiązania od Wuja Sama? W USA na otwarcie biznesu potrzeba 6 dni.

Ułatwienie Polakom zakładania firm wymagałoby jednak od państwa odejścia od traktowania urzędników jako ważnego lobby i patrzenia na wszystkie potencjalne reformy przez pryzmat spustoszenia, które mogą one uczynić w liczbie etatów dostępnych w administracji publicznej. Samych urzędników trzeba nauczyć zaś, że petenci są de facto ich pracodawcami, a nie kimś kto przeszkadza w spokojnym spędzeniu ośmiu godzin w swoim gabinecie. Jak na razie jednak urzędnicy wciąż sądzą, że – mówiąc słowami Dostojewskiego – „są tym samym, w cywilnym choć trybie/Dla ojczyzny, czym wojsko w szeregu./Kto na honor i godność ich dybie,/Ten jest wrogiem dla państwa naszego".