"Na to się nigdy nie zgodzimy"
Dowgielewicz zaznaczył, że w sprawie redukcji emisji CO2 przez UE Polska konsekwentnie od początku negocjacji klimatycznych mówi, że trzyma się mandatu unijnego, czyli czeka na porównywalne wysiłki innych światowych potęg. Dopiero wtedy będzie można rozmawiać o wyższych celach emisyjnych. - Natomiast nie ma mowy o wyższych celach emisyjnych poprzez tylne drzwi i na to się nigdy nie zgodzimy. Zgodzimy się i nie mamy nic przeciwko temu, żeby takie kraje jak Wielka Brytania, czy inne kraje przyjmowały wyższe cele redukcyjne. Natomiast jeśli chodzi o polską gospodarkę, to nas po prostu na to nie stać - powiedział. Przypomniał, że Polska produkuje 95 proc. elektryczności z wysokoemisyjnego węgla.
Musiał zadzwonić
- Wydaje się, że w tej dyskusji wiele krajów po prostu się wycofało, ale to nie znaczy, że na wyższym szczeblu tak samo by ta dyskusja wyglądała - powiedział. Wyraził jednocześnie wątpliwość, by sprawa wróciła już na czwartkowo-piątkowy szczyt. Źródła w Brukseli powiedziały, że kiedy wszystkie inne kraje zadeklarowały poparcie wniosków końcowych, Kraszewski zdecydował się zgłosić sprzeciw Polski dopiero po telefonie do premiera Donalda Tuska.
KE kontra dwutlenek węgla
Na początku marca Komisja Europejska przyjęła ścieżkę obniżania unijnych emisji CO2 o 80 proc. w 2050 r. Potwierdziła cel redukcji emisji do 2020 r. o 20 proc. nie wykluczając, że może to być 25 proc., jeśli kraje poprawią wydajność energetyczną i zwiększą udział energii odnawialnej. Dokument określa tzw. kroki milowe na drodze ograniczenia emisji o 80 proc. w 2050 r.: redukcja emisji o 40 proc. już w 2030 roku i o 60 proc. w 2040 r. Cele te nie są prawnie wiążące. Wobec polskiego weta, ostatecznie polityczny dokument potwierdzający tę ścieżkę został we wtorek przyjęty tylko jako wnioski końcowe samej prezydencji, nie zaś Rady UE. KE nie wyklucza podniesienia celu redukcji emisji CO2 do 2020 roku z 20 do 30 proc.
zew, PAP