Francuska minister ds. ekologii i energetyki Nathalie Kosciusko-Morizet podkreśliła, że wnioski raportu ASN nie mają dla rządu charakteru wiążącego. Wyjaśniła, że rząd nie zdecydował jeszcze, czy przedłuży eksploatację siłowni w Fessenheim. Zdaniem Kosciusko-Morizet, ostateczna decyzja w tej sprawie zapadnie najwcześniej w połowie listopada. Wtedy ma być ukończony audyt wszystkich 58 francuskich reaktorów jądrowych, zarządzony w następstwie katastrofy z 11 marca w japońskiej elektrowni Fukushima.
Organizacje ekologiczne z Francji, Niemiec i Szwajcarii domagają się od wielu lat zamknięcia istniejącej od 1977 r. alzackiej elektrowni. Wskazują na anachroniczność jej urządzeń i zaniedbania w ich utrzymaniu. Argumentują oni również, że siłownię tę zbudowano na terenie o podwyższonym ryzyku wstrząsów sejsmicznych. Przypomina się, że w 1356 roku trzęsienie ziemi o sile szacowanej na 6,2 w skali Richtera zniszczyło szwajcarską Bazyleę, oddaloną o 80 km od Fessenheim. Według dyrekcji elektrowni, reaktory są jednak przygotowane na wstrząsy dochodzące do 6,7 w skali Richtera.
Od kiedy doszło do katastrofy w Fukushimie, tysiące demonstrantów kilkakrotnie protestowało w pobliżu najstarszej francuskiej elektrowni, domagając się jej zamknięcia. Natychmiastowej likwidacji chcą też liderzy francuskich Zielonych. W przeciwieństwie do władz niemieckich, które zapowiedziały stopniowe wycofanie się z wykorzystania energii atomowej do końca 2022 roku, rząd francuski broni stanowczo energetyki jądrowej. Francja należy do światowych potęg w dziedzinie energetyki jądrowej. Elektrownie atomowe zaspokajają w tym kraju około 80 proc. krajowego zapotrzebowania na energię. Średnio liczą one sobie po 25 lat.
zew, PAP