Izraelscy lekarze chcą zarabiać więcej i pracować mniej

Izraelscy lekarze chcą zarabiać więcej i pracować mniej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.huŹródło:FreeImages.com
Izraelscy lekarze z publicznej służby zdrowia wyszli na ulice w proteście przeciwko impasowi w negocjacjach z rządem na temat podwyżek płac i poprawy warunków pracy Lekarze i stażyści opuścili masowo szpitale w połowie zmiany, by w ten sposób wyrazić sprzeciw wobec załamania się rozmów z rządem o podwyżkach i poprawie warunków pracy w przepełnionych - ich zdaniem - szpitalach.
Lekarze z centrum medycznego Suraski w Tel Awiwie pomaszerowali w  kierunku gmachu Izraelskiego Stowarzyszenia Medycznego. Po drodze krzyczeli: "Bibi, nie zabijaj publicznej służby zdrowia" ("Bibi", to zdrobnienie imienia premiera Benjamina Netanjahu, który jest jednocześnie ministrem zdrowia). Lekarze obarczają premiera winą za sytuację w sektorze medycznym i  mówią, że przez 108 dni trwania ich pełzającego protestu szef rządu nie  znalazł czasu na rozmowę z nimi. Do podobnych akcji doszło w całym kraju, m.in. w Aszkelonie, Haderze i Kfar Sabie. W Hajfie lekarze-stażyści zablokowali główną ulicę.

Około 600 lekarzy ogłosiło, że nie chcą, by stowarzyszenie nadal reprezentowało ich interesy. Założyli nowe - "Mirsham"(hebr. recepta), ale potrzebuje ono jeszcze 400 członków, by zostało uznane przez władze jako legalny związek zawodowy.

W tym tygodniu lekarze, którzy przeciętnie zarabiają ponad 9 tys. szekli (ok. 7200 złotych), odrzucili propozycję 40-procentowej podwyżki, ponieważ domagają się również zatrudnienia większej liczby lekarzy, argumentując, że szpitale są przepełnione. Lekarze twierdzą, że oprócz wykonywania swoich normalnych obowiązków muszą jeszcze dodatkowo brać dziewięć nocnych dyżurów w miesiącu - zamiast sześciu przewidzianych przez umowę zbiorową z rządem sprzed 10 lat.

Wiceminister zdrowia Jakow Litzman odrzuca oskarżenia lekarzy i  mówi, że negocjacje płacowe prowadzone przez rząd i stowarzyszenie lekarzy miały się ku końcowi, gdy medycy nagle postanowili "zrewidować niektóre kwestie". - Nie wiem, czemu. Ministerstwo Finansów nie zgadza się na to, bo już wcześniej przystało na kompromis -  twierdzi Litzman.

PAP, arb