W Oakland doszło 25 października do gwałtownej konfrontacji z policją, która użyła gazu łzawiącego i innych środków, aby usunąć protestujących z centralnego placu w mieście. W starciu poważnych obrażeń doznał jeden z demonstrantów, 24-letni były żołnierz piechoty morskiej Scott Olsen. Uderzony w głowę, znajduje się w szpitalu w stanie krytycznym. Nie jest pewne, czy został uderzony przez policjantów. Dzień później Oakland w dalszym ciągu było widownią protestów. Policja ustawiła barykady na ulicach, aby nie dopuścić demonstrantów do głównej arterii miasta.
W niektórych innych miastach, m.in. w San Francisco i w Providence w stanie Rhode Island, policja również przystąpiła do likwidowania obozowisk demonstrantów. Burmistrz Los Angeles, Antonio Villareigosa, tłumaczył, że demonstracje "nie mogą trwać bez końca". Tymczasem przedstawiciele ruchu "Okupuj Wall Street" zapowiada kontynuację akcji do czasu, aż w USA "dojdzie do zmian". Działacze ruchu nie precyzują jednak zwykle, jakie dokładnie są ich cele. W większości miast władze starają się uzgadniać z demonstrantami, gdzie i kiedy ci będą protestować i wydają im formalne pozwolenia na okupowanie placów i skwerów.
Według najnowszego sondażu "New York Timesa" i telewizji CBS News, 43 procent Amerykanów zgadza się z postulatami protestujących, a 27 procent jest im przeciwnych. Pozostali mówią, że nie mają wyrobionego zdania.
PAP, arb