Polska wojna rybna z UE

Polska wojna rybna z UE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska zablokowała zawarcie umowy o włączeniu nowych członków Unii Europejskiej do porozumienia gospodarczego UE z Norwegią, Islandią i Liechtensteinem.
Rząd walczy bowiem o utrzymanie taniego importu norweskich i w  mniejszym stopniu islandzkich śledzi, makreli i łososi dla  uzależnionych od niego polskich przetwórni rybnych.

"Nie ma porozumienia. Jest kraj kandydujący, który nie jest zadowolony z proponowanego kompromisu, przede wszystkim w kwestii kontyngentu" bezcłowego w imporcie ryb z Norwegii i Islandii do  poszerzonej UE - oświadczył rzecznik Komisji Europejskiej Diego de Ojeda po czwartkowej rundzie rokowań w tej sprawie. Stojący na czele delegacji polskiej wiceminister spraw zagranicznych Jan Truszczyński podkreślił, że Polska nie jest osamotniona, bo podobne stanowisko zajęły Litwa, Łotwa i Estonia. Ale dyplomaci unijni mówią, że bez Polski nie ośmieliłyby się one blokować kompromisu akceptowanego przez Unię.

Wbrew oczekiwaniom nie przyjęto więc w czwartek protokołu do  traktatu o Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG), wiążącego Norwegię, Islandię i Liechtenstein z Unią. Na mocy protokołu kraje przystępujące do Unii powinny równocześnie wejść do EOG.

W tym celu protokół musi być ratyfikowany przez wszystkie zainteresowane państwa równolegle z Traktatem Akcesyjnym -  podstawą prawną poszerzenia samej Unii.

Według Truszczyńskiego, bezcłowe kontyngenty, które w imieniu całej poszerzonej Unii uzgodniła z Oslo i Reykjavikiem Komisja Europejska, nie zapewniają kontynuacji odpowiedniego dostępu do  taniego surowca polskiemu przetwórstwu rybnemu. Są bowiem za niskie w stosunku do dotychczasowego importu śledzi i makreli do Polski i innych krajów przystępujących do Unii, nie  obejmują w ogóle łososi, a poza tym nie gwarantują odpowiedniego dostępu do nich polskim zakładom przetwórstwa rybnego.

Kontyngenty powinny być zarządzane w sposób, który dawałby "wystarczającą pewność naszym przetwórcom, że ktoś inny, bardziej sprawny od nich i lepiej obeznany z procedurami, nie sprzątnie im  sprzed nosa owego bezcłowo wwożonego do Unii surowca rybnego" -  podkreślił Truszczyński.

Chodzi o los połowy polskich zakładów rybnych uzależnionych od  importu tanich ryb. Znajdują się one głównie na Wybrzeżu i  zatrudniają łącznie 25 tysięcy ludzi.

Polska uważa, że zaproponowany bezcłowy kontyngent w imporcie śledzi i makreli w wysokości 141,5 tys. ton dla całej poszerzonej Unii, składającej się z 25 państw, jest dalece niewystarczający.

Na większy nie chce się zgodzić kilka państw członkowskich z  Irlandią na czele. Irlandia obawia się, że tańsze norweskie i  islandzkie ryby trafią na jej tradycyjne rynki zbytu w Unii. Sama Polska importowała dotychczas z Norwegii i Islandii 67 tys. ton śledzi i 36 tys. ton makreli. Prócz tego 9 tys. ton łososi, na  które nie zaproponowano w ogóle żadnego kontyngentu. Konieczność importu obłożonego cłami i opłatami antydumpingowymi oznaczałaby bankructwo dla wielu zakładów. Unijne cła na śledzie i  makrele wahają się w granicach 12-20 proc. zależnie od jakości ryb. Na łososie - 3,8 proc., ale są one obłożone także cłem antydumpingowym w wysokości 32 eurocentów za kilogram. Polska nie zgłasza natomiast zastrzeżeń do zaproponowanego funduszu EOG, finansowanego głównie przez Norwegię i w niewielkim stopniu także przez Islandię i Liechtenstein i przeznaczonego dotychczas dla najuboższych krajów Unii. Ma on wzrosnąć prawie dziesięciokrotnie i sięgnąć łącznie 233,4 mln euro rocznie, przy czym dzielić się będzie na dwie części. Pierwsza w wysokości 120 mln euro rocznie będzie zasilana przez trzy kraje i dzielona między 13 państw - dotychczasowych beneficjentów Grecję, Hiszpanię i Portugalię oraz 10 nowych państw członkowskich, w tym Polskę. Druga część funduszu - 113,4 mln euro rocznie - będzie w całości finansowana przez Norwegię i dzielona między nowe państwa członkowskie.

Polska byłaby także w stanie zgodzić się z pewnymi korektami na  zaproponowane warunki dostępu do rynku norweskiego dla polskich ziemniaków, soku jabłkowego i owoców jagodowych.

Unia i Norwegia bardzo liczyły na zakończenie negocjacji w tym tygodniu, żeby można było podpisać protokół o poszerzeniu EOG równocześnie z Traktatem Akcesyjnym w Atenach 16 kwietnia. Po  czwartkowej rundzie jest to praktycznie niemożliwe.

Zwłaszcza, że według Truszczyńskiego do porozumienia "dzieli nas dystans czterech tygodni". Nie ujawnił on jednak, jakie byłyby minimalne warunki zgody rządu na kompromis. W każdym razie, jego zdaniem, nie ma zagrożenia, że zwłoka w zawarciu porozumienia uniemożliwi równoczesne poszerzenie EOG i Unii.

Niektórzy dyplomaci przestrzegają, że państwa Unii będą chciały tego uniknąć i połączą obie ratyfikacje. Zwłoka w przyjęciu protokołu EOG mogłaby skłonić niektóre z nich do czekania z  zatwierdzeniem Traktatu Akcesyjnego, aż gotowy będzie protokół.

sg, pap