Dla Mateusza Juroszka pierwsze dwa tygodnie lipca to najlepszy okres w roku. Dzięki Mundialowi zarobi dużo. Bardzo dużo, bo aż pięciokrotnie więcej niż w tym samym okresie rok temu. Na czas mistrzostw zabronił swoim pracownikom brania urlopów. Wręcz podkręcił im śrubę, przedłużając o kilka godzin czas otwarcia punktów do zawierania zakładów. W całej Polsce ma ich ponad 400, co daje jego firmie STS tytuł największego bukmachera w kraju. – Największego legalnego bukmachera – poprawia Juroszek, bo cała branża jest do cna przeżarta szarą strefą. Według raportu firmy badawczej Roland Berger, w zeszłym roku wartość obrotów na polskim rynku internetowych gier losowych sięgnęła 4,9 mld zł. Ale tylko 9 proc. z tej sumy przypadło na cztery zarejestrowane w Polsce, legalnie działające firmy: STS, Fortunę, Milenium i Totolotka. Co z resztą?
Rekordowe 4,5 mld zł trafiło do zagranicznych spółek działających w Polsce, ale zarejestrowanych głównie w rajach podatkowych. Firmy z siedzibami na Cyprze, Gibraltarze albo Wyspach Dziewiczych oferują Polakom obstawianie meczów i nie muszą płacić od tego podatków polskiemu fiskusowi. Nie wymaga się od nich specjalnej licencji na prowadzenie działalności bukmacherskiej. Mogą też łatwo obchodzić zakaz reklamy swoich usług, nałożony na wszystkich polskich bukmacherów po wybuchu afery hazardowej w 2009 r.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.