Przepychanki polityczne wobec turbiny do gazociągu Nord Stream 1 trwają, a gaz do Europy ciągle nie płynie. Kanclerze Niemiec Olaf Scholz odwiedził dziś zakłady, w których przetrzymywany jest kluczowy element i zapewniał, że nie widzi powodów, dla których część nadal nie została wysłana do Rosji. Gazprom ma zupełnie inne zdanie na ten temat.
Kłopotliwa turbina do Nord Stream 1
Gazprom ograniczył 11 lipca przesył gazu przez gazociąg Nord Stream 1. Koncern tłumaczył to corocznymi pracami technicznymi, mającymi na celu konserwację infrastruktury. Wcześniej, w połowie czerwca, Gazprom obniżył ilość eksportowanego surowca do poziomu 40 proc., powołując się na brak turbiny serwisowanej w Kanadzie.
Przepychanka o wspomniany element trwa do dziś. Urządzenie, które wróciło z Kanady, znajduje się obecnie w niemieckim mieście Mulheim, ale Gazprom twierdzi, że dostarczenie go do Rosji jest niemożliwe ze względu na sankcje nałożone przez Unię Europejską.
Scholz: Urządzenie jest sprawne i może wrócić do Rosji w każdym momencie
Innego zdania jest kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który zorganizował dziś konferencję prasową przy feralnej turbinie. Szef niemieckiego rządu stwierdził, że „urządzenie jest sprawne i może wrócić do Rosji w każdym momencie”. Zaznaczył jednak, że warunkiem jest to, aby Rosja naprawdę chciała je przyjąć. Zasugerował tym samym, że Gazprom może korzystać z sytuacji, aby dalej prowadzić swój szantaż energetyczny wobec Zachodu.
Gazociąg Nord Stream 1 ma możliwość przesyłu nawet 167 milionów metrów sześciennych gazu dziennie. Takich wartości nie osiąga już jednak od połowy czerwca.
Czytaj też:
Gazprom zakręca kurek. Powołuję się na „siłę wyższą”