Za kilka dni UE zacznie obowiązywać unijne embargo na rosyjską ropę przewożoną drogą morską. Z początkiem grudnia Turcja wprowadza dodatkowe wymagania dla tankowców, które przewożą ropę przez cieśninę Bosfor. Własne embargo i zakaz świadczenia usług transportu rosyjskiej ropy włącza Wielka Brytania, dodatkowo grupa G7 nakłada na ten surowiec ograniczenie cenowe.
Te sankcje mogą naprawdę przynieść pożądany skutek i osłabić Rosję
Choć pierwsze sankcje międzynarodowe organizacje i pojedyncze państwa zaczęły nakładać na Rosję krótko po rozpoczęciu przez nią agresji w Ukrainie, to dotąd nie przyniosły one zakładanych rezultatów. Owszem, Rosja jest osłabiona, ale przez ponad 9 kolejnych miesięcy była w stanie prowadzić działania wojenne. To dlatego, że dobrze się przygotowała do scenariusza sankcyjnego i zgromadziła ogromne zapasy w złocie i walutach. Faktem jest, że część rezerw finansowych w zagranicznych bankach została błyskawicznie zamrożona, ale mimo to „oszczędności” wystarczyło, by zbroić się i wysyłać sprzęt wojskowy na front.
Drugim powodem, dla którego rosyjska gospodarka nie posypała się, są wielomilionowe umowy na dostawy ropy dla nowych odbiorców, przede wszystkim w Azji. Indie sprowadzają więcej rosyjskiej ropy niż dotychczas, co podkopuje skutek unijnych sankcji. Trudno się jednak dziwić Rosji, że szuka nowych rynków zbytu, gdy dotychczasowe stają się dla niej zamknięte.
Ograniczenia obejmą także produkty ropopochodne
Ogromne ograniczenia w handlu ropą naftową i pułap cenowy mogą okazać się jednak uderzeniem, na który agresor nie był w stanie się przygotować.
– Ten cios Rosja odczuje – powiedział w rozmowie z money.pl dr Przemysław Zaleski, ekspert Fundacji Pułaskiego i Politechniki Wrocławskiej. – To nie tylko ropa i globalny handel nią, ale również produkty jej pochodne, które embargo obejmie już w lutym.
Przypomnijmy, co obejmuje szósty pakiet sankcji: od 5 grudnia rosyjska ropa naftowa nie będzie mogła trafiać do krajów UE oraz do Wielkiej Brytanii drogą morską.Ponadto kraje UE wprowadziły zakaz importu rosyjskich produktów ropopochodnych od 5 lutego 2023 roku.
Jak mówił niedawno szef Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) Fatih Birol, Rosja na zawsze straciła Europę jako największego nabywcę surowców energetycznych. Z kolei przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen uważa, że embargo na ropę zmniejszy import tego surowca z Rosji do krajów UE o około 90 proc.
Nie ma zgody na wysokość pułapu cenowego
To nie koniec ograniczeń, bo wraz z embargiem 5 grudnia obowiązywać ma również mechanizm ograniczeń cenowych – tzw. price cap - który dotyczyć ma ropy naftowej z Rosji sprzedawanej drogą morską do krajów trzecich.
– To sprytny mechanizm, który może dać efekty, jeżeli zostanie właściwie skalibrowany. Nie możemy zabronić Rosji eksportu ropy czy jej pochodnych. Możemy natomiast wymagać, by jej handel był zgodny z warunkami Światowej Organizacji Handlu – powiedział dr Zaleski.
Nie ma jeszcze zgody co do progu cenowego. Część krajów chce ustalić go na poziomie 62-70 dol. za baryłkę, za to inne, wśród nich Polska, przekonują, że poziom jest zbyt wysoki.
Za wysokim progiem opowiadają się przede wszystkim państwa, które czepią ogromne zyski z transportu rosyjskiej ropy drogą morską. To Cypr Malta i Grecja. Polski Instytut Ekonomiczny poinformował, że od marca do października tego roku tankowce pływające pod banderami państw UE (Malty, Grecji, Cypru i Chorwacji) przewiozły w sumie 405,6 mln baryłek rosyjskiej ropy. Dla takich krajów obniżenie cen spowoduje oczywistą wyrwę w budżecie.
Czytaj też:
Ropa naftowa nie była tak tania od początku wojny. Rynek boi się czarnego scenariuszaCzytaj też:
Chiny wstrzymują się z zakupem rosyjskiej ropy. Czekają na grudzień