Jeśli rok 2019 wydawał się najgorszym, jaki mogły sobie wyobrazić władze Boeinga, to co mają powiedzieć o 2020? Fatalna passa firmy trwa już ponad rok. Rozpoczęła się w 29 października 2018 roku, gdy doszło do katastrofy Boeinga 737 Max indonezyjskich linii Lion Air, w wyniku której zginęło 189 osób. 10 marca 2019 roku rozbił się drugi z Max-ów. Samolot Ethiopian Airlines, jak się później okazało, spadł z tego samego powodu, co samolot Lion Air. Przyczyną był wadliwy system MCAS, który miał zapobiegać tak zwanemu przeciągnięciu. W drugiej katastrofie zginęło 157 pasażerów i członków załogi.
Początek problemów
Katastrofy samolotów rozpoczęły wielomiesięczne śledztwo Federalnej Agencji Lotnictwa. Model 737 Max został uziemiony niezwłocznie po drugiej katastrofie. Do dziś samoloty, które miały być przełomem w funkcjonowaniu firmy i uratować jej finanse, stoją w hangarach, pasach postojowych, czy specjalnie przystosowanych do tego parkingach na całym świecie. Agencja nadal nie zgodziła się na przywrócenie maszyn do kursowania.
W kwietniu Boeing przyjął prośby o anulowanie zamówień na 108 samolotów tego modelu. Od kilku miesięcy, głównie ze względu na przedłużający się proces ponownej certyfikacji, część linii lotniczych stopniowo odwołuje wstępne zamówienia na Max'y. Wybuch pandemii COVID-19 i związane z tym zawieszenie lotów, które postawiło część przewoźników na skraju bankructwa, wpłynęło na kolejną falę odwoływania zamówień.
Boeing zaraportował, że w kwietniu z fabryk wyjechało tylko sześć samolotów. Pierwszy kwartał firma zamknęła z wynikiem 56 nowych maszyn, czyli o 67 proc. mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.