Narzekań na serię Fifa nasłuchaliśmy się w ostatnich latach wystarczająco. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jest to ta sama gra, sprzedawana co roku w nieco innym opakowaniu. Trudno zresztą czynić z tego zarzut. Sama piłka nożna opiera swój sukces na prostych i niemal niezmiennych zasadach. Jej wirtualne odwzorowanie może więc co najwyżej skupiać się na coraz lepszej grafice i wierniejszym sterowaniu. W trzonie rozgrywki nie powinno się wprowadzać żadnych rewolucji.
Czego my chcemy od tej Fify (EA Sports FC)?
Oczywiście, można dodawać kolejne tryby gry, usprawnienia menu, zadbać o coś takiego jak atmosfera meczowa czy wykonywać drobne gesty w kierunku społeczności graczy, która przecież wie, czego jej potrzeba i zgłasza swoje postulaty w mediach społecznościowych. Tu czasami słusznie obrywa się Electronic Arts za swoje lenistwo.Niewielkie zmiany z roku na rok nie uzasadniają w końcu wysokich cen za finalny produkt. A przecież każdy fan piłki chce grać aktualnymi składami i na aktywnych serwerach najnowszej części.
Największym wreszcie powtarzającym się zarzutem jest tryb Ultimate, przyciągający jednocześnie największe rzesze graczy i zapewniający twórcom szeroki strumień dochodów. Wątpliwe moralnie paczki z losowymi kartami wprowadzają najmłodszych w świat hazardu, drenują portfele i przykuwają do foteli na długie godziny. Kto jednak nie wciągnął się w tworzenie własnej drużyny supergwiazd, niech pierwszy rzuci kamień.
Od siebie dorzuciłbym kilka kwestii technicznych, które w dniu premiery nie były jeszcze dopracowane. Nie działał mi komentator, za co musiałem tłumaczyć się przed widzami na Twitch.tv, nieświadomy nawet własnej bezradności – kwestia ta leżała po stronie twórców. Gra przycinała się też przed powtórkami i w kilku innych miejscach, co również jest błędem produkcji, a nie winą mojego sprzętu. Dłuższą chwilę zajęło mi dopasowanie rozdzielczości i ustawienie obrazu na odpowiednim monitorze – okazało się, że po prostu muszę wybrać wyświetlanie w oknie bez ramek.
Gra w Fifę (EA...) to jak jazda na rowerze – tego się nie zapomina
Ostatecznie jednak powrót do Fify (EA FC 24) po kilku latach przerwy był wyjątkowo naturalny. To jak jazda na rowerze, wyrobiona pamieć mięśniowa zostaje z nami prze lata. Od razu byłem w stanie grać na satysfakcjonującym mnie poziomie i bawić się z wirtualnym przeciwnikiem. Pominę wątek problematycznego odczytywania pada, bo to leżało już raczej po stronie Steama. Przeniesienie gry EA na tę platformę to zresztą jeden z większych plusów. Jest to znacznie wygodniejsze, niż kolejny niepotrzebny launcher, do którego wiecznie zapominałem hasła.
Zerknąłem na inne recenzje, ale nikt nie zwrócił uwagi na dziwne, nienaturalne twarze piłkarzy. Muszę więc uznać, że to chyba tylko ja mam takie wrażenie. Być może rozpieściły mnie gry typu Baldur's Gate 3 i Cyberpunk 2077. Oblicza Masona Mounta czy Christiana Eriksena nie wyglądały jednak przekonująco, a i Bruno Fernandes sprawiał wrażenie nieco gumowatego. Może to wersja PC, a może chwila dłużej z opcjami grafiki pomogłaby rozwiązać ten problem.
EA Sports FC 24 to przyjemny symulator piłki – wystarczy
Gra się przyjemnie i to jest chyba najważniejsze. Widać pewne rozwiązania, których nie kojarzyłem z poprzednich części. Można sobie wypuścić piłkę na dobieg, co ze szczególnym upodobaniem robią zwłaszcza przeciwnicy sterowani przez AI. Odbiór nie jest za prosty, ale też nie wydaje się niemożliwy i da się nauczyć go podczas treningów.
Drybling sprawia wrażenie nieco łatwiejszego niż w poprzednich częściach, a pozycję do strzału trzeba sobie dobrze wypracować. Najdziwniejsze wydają się za to podania górą. Nie raz miałem wrażenie, że piłka leci kompletnie nie tam, gdzie ją adresowałem. Czułem też, że w powietrzu ginie mi gdzieś tor lotu futbolówki i spada ona w nienaturalnym miejscu.
Ciekawym rozwiązaniem są najazdy kamery, pokazujące niektóre wydarzenia z oczu zawodników, czy sędziego. Zwiększa to dynamikę gry i poczucie uczestnictwa w meczu. Jednocześnie potrafi czasem sprawić, że zakręci nam się lekko w głowie. Śmiesznie brzmią krzyki piłkarzy, uradowanych po strzelonym golu. Nadal nie przekonuje publika, ale nie jest tak dramatyczna, jak to przed laty bywało. Soundtrack standardowo stoi na bardzo wysokim poziomie i pozwala nam odkryć całą masę utworów i zespołów, które w innym przypadku moglibyśmy przeoczyć.
EA Sports FC 24 to całkiem porządnie wykonana gra, która i bez licencji spokojnie może być nazywana w gronie znajomych „Fifą 24”. Jeśli ktoś lubi ten sport, to zdecydowanie polecamy posiedzenia przed telewizorem lub ekranem monitora – koniecznie z dobrym znajomym przy drugim padzie. Można też oczywiście pograć online albo z komputerem, ale nie ma nic lepszego niż wykonywanie tańców radości przy ogranym kumplu lub koleżance. Remisów nie uznajemy. Lepiej ćwiczcie karne!
Czytaj też:
Pierwsze wrażenie z Mortal Kombat 1. Restart serii okiem casualowego weterana bijatykCzytaj też:
Dead Island 2, czyli jak przetrwać zombie apokalipsę na wyspie luksusu