Zbyt wczesny dostęp? Recenzja gry The Rogue Prince of Persia

Zbyt wczesny dostęp? Recenzja gry The Rogue Prince of Persia

Grafika reklamująca grę The Rogue Prince of Persia
Grafika reklamująca grę The Rogue Prince of Persia Źródło: Ubisoft / Evil Empire
Serii Prince of Persia fanom gier komputerowych nie trzeba przedstawiać. Ktoś jednak wpadł na pomysł, by w oparciu o znaną markę sprzedać graczom dodatkowy produkt. Czy raczej – nadzieję na finalny produkt.

Poszerzanie sprawdzonego, uwielbianego przez fanów uniwersum to oczywiście pomysł stary jak świat. Więcej nawet – stary jak gry komputerowe. Hydraulik Mario w grach sportowych czy z dopiskiem RPG nikogo już nie dziwi, a Pokemony jako gra fotograficzna czy bijatyka w stylu Tekkena to eksperymenty sprzed dwóch dekad.

Nie tak źle wyglądały na przykład wariacje CD Projekt na temat Wiedźmina. Karciany Gwint cieszył się swego czasu dużą popularnością, a i w Thronebreakera pewnie zdarzyło się komuś zagrać.

Nie zawsze jednak takie próby wyjścia poza schemat okazywały się trafione. Anulowany projekt Starcraft: Ghost był jednym z głośniejszych przykładów, zniechęcających do eksperymentowania z nowym gatunkiem, nawet przy sprawdzonej serii z głębokim lore (fikcyjny świat z bogatą historią, stworzony na potrzeby gry).

The Rogue Prince of Persia, czyli poszerzanie katalogu gier

The Rogue Prince of Persia z jednej strony wydaje się być dość naturalnym poszerzaniem katalogu gier z Księciem. Gatunek roguelite to w świecie gier rzut kamieniem od platformówek czy zręcznościówek, z jakimi kojarzy nam się ta seria. Do tego to w ostatnich latach prawdziwy przebój sceny indie (niezależnej). Który wydawca nie chciałby mieć go w swoim portfolio?

Nasuwa się jednak pytanie o markę tego tytułu i głębię świata z gier Prince of Persia. Książę na pewno nie jest postacią tak spójną i rozpoznawalną jak Mario, z biegiem lat przechodził wiele metamorfoz i rebrandingów. Jako bohater gier zręcznościowych nie napisał też do tej pory historii rozbudowanej na tyle, by stanowiła ona osobny element przyciągania.

Ubogi kuzyn Dead Cells i Hadesa

The Rogue Prince of Persia przypomina zlepek dwóch gier: Dead Cells i Hadesa. Od obu zapożycza właściwie cały pomysł na rozgrywkę: coraz szybsze pokonywanie kolejnych etapów dzięki wzmocnieniom kupowanym po każdej śmieci i nowemu uzbrojeniu, odblokowywanemu w ten sam sposób. Od tej drugiej bierze dodatkowo styl prowadzenia narracji, polegający na rozmowach z postaciami, które witają nas na początku każdej gry.

Problem w tym, że oba wspomniane wcześniej klasyki są w wymienionych elementach znacznie lepsze od The Rogue Prince of Persia. Nie tylko ze względu na kolosalną różnicę w bogactwie dostępnych opcji (to można usprawiedliwić dopiskiem „early access”, czyli wczesnym dostępem), ale też jeśli chodzi o samą opowieść. W Hadesie to historia głównego bohatera pchała nas do kolejnych prób ucieczki. W przypadku Księcia bardzo szybko zaczynamy przeklikiwać dialogi, które niewiele wnoszą i sprawiają wrażenie zapełniaczy.

Kopiowanie modnego pomysłu to nic złego, sami gracze wielokrotnie domagali się rozwijania założeń z przebojów sceny indie. Z pewnością nie brakuje osób wdzięcznych za liczne klony świetnego Slay the Spire, czy bogaty wachlarz metroidvanii. Na pewno da się zrobić roguelite lepszy niż Dead Cells, ale wypadałoby się w takim wypadku ostro wziąć do pracy, bo poprzeczka zawieszona została naprawdę wysoko.

The Rogue Prince of Persia jest za mały?

Tu pojawia się pytanie, czy early access to faktycznie dobre rozwiązanie dla nowego Księcia Persji. Hades i Dead Cells przyciągnęły nas, ponieważ były produktami dopieszczonymi od samego początku, od kiedy tylko gracze dostali je w swoje ręce. Pierwsze minuty z tymi tytułami były objawieniem, a kolejne godziny tylko potęgowały dobre wrażenie. Mnogość opcji i wciąż nowe niespodzianki pozwalały utopić w obu tytułach setki godzin. Wczesnodostępowy The Rogue Prince of Persia wydaje się przy tym po prostu pusty. Przypomina bardziej duże demo, niż porządny early access.

Przeciwników nie ma tu zbyt wielu i nie są przesadnie zróżnicowani. Lokacje są dość monotonne, prawdopodobnie także po części przez wybraną paletę barw. Broni na początku jest mało, a drzewko umiejętności wygląda bardzo ubogo. Do tego system progresu wydaje się bardzo powolny, co może być tłumaczone tym, że zawartości jest po prostu niewiele. Umiera się często, a zasobów zdobywa niewiele, przez co szybko pojawia się wizja mozolnego grindowania – nielubianej przez graczy harówki, pozwalającej zdobyć upragnione ulepszenia.

Ubisoft miał oczywiście świadomość, że ich produkt nie może rywalizować z najlepszymi, dlatego odsunął premierę wczesnego dostępu, by nie kolidowała z Hadesem II. Zaznaczmy, że tam też wybrano formułę early access. Ze względu jednak na doświadczenia zebrane przy pierwszej części, tytuł ten jest o wiele ciekawszy już na tym etapie i może zawstydzić Księcia z jego skromnym ekwipunkiem.

Książę Persji brzmi i wygląda, ale to za mało

Jeżeli The Rogue Prince of Persia może czymś konkurować z Dead Cells, to na pewno muzyką. Utwory przygrywające w tle dobrane zostały bardzo umiejętnie i oprócz surowych, klimatycznych melodii, mamy też szybkie, nowoczesne aranżacje. Trudno to samo powiedzieć o szacie graficznej, nawet jeśli mnie osobiście się ona podobała. Znajomi podglądający przez ramię byli mocno podzieleni. Kilku uznało, że gra wygląda super, ale tyle samo osób stwierdziło, że gra jest „obrzydliwa”. Nieczęsto jakiś tytuł wywołuje aż tak odmienne reakcje.

Warto docenić system walki, opierający się na wykorzystaniu elementów otoczenia. Można wrzucać wrogów na kolce, popychać ich na siebie nawzajem, atakować z wyskoku i zza pleców po udanym uniku. Gra wprowadziła też pewne elementy parkouru i pozwala nam np. biegać po ścianach w tle. Generalnie jednak nie ma tego poczucia szybkości jak we wspomnianych hitach, czy chociażby w Have a Nice Death. Zagrałem w tę grę już po The Rogue... i wciągnęła mnie o wiele mocniej, niż tytuł opisywany w niniejszej recenzji.

The Rogue Prince of Persja. „Pocze – poczekajcie”

Jeśli ktoś czekał na ten tytuł, to sugerowałbym, by wstrzymał się jeszcze i poczekał do wydania pełnej wersji, spodziewanej za „około rok, prawdopodobnie nieco dłużej”. Twórcy zapowiadają „więcej poziomów, broni, funkcji, wrogów, bossów, rozdziałów oraz ogólnych postępów”. Nie wykluczają też, że dodadzą po drodze jakiś element do bazowej części rozgrywki (brzmi enigmatycznie i mało konkretnie).

„Dokładniej rzecz ujmując, zamierzamy podwoić ilość zawartości w wersji z chwili premiery wczesnego dostępu” – możemy przeczytać. Gdyby napisano w tej notce „pomnożyć razy cztery”, być może byłbym zaintrygowany i wrócił do The Rogue Prince of Persia za rok. Na ten moment jednak nie wróżę grze wielkiej przyszłości. Obym się mylił, bo dobrych produkcji nigdy za dużo, a Hadesa 2 do tej pory pewnie już ogram wzdłuż i wszerz. Z drugiej strony, zastanawiam się, czy ciągłymi porównaniami nie buduję Księciu Persji swoistego alibi. Nie jestem wcale taki pewien, czy gra Evil Empire miałaby szansę mnie wciągnąć, nawet gdyby była pierwszą w swoim gatunku.

Ocena: 6

Czytaj też:
„Less is more” na przykładzie „polskich Heroesów”. Recenzja Clash II
Czytaj też:
Stylowa, wciągająca, doskonała... a mało kto w nią zagra. Recenzja Solium Infernum

Źródło: WPROST.pl