Rosja jak z Orwella. Dostęp do sieci tylko z paszportem

Rosja jak z Orwella. Dostęp do sieci tylko z paszportem

Rosyjski paszport
Rosyjski paszport Źródło:Shutterstock
Rosja przygotowuje się na drastyczny krok. W ramach krajowego internetu Runet 2.0 z sieci będzie można korzystać jedynie… po okazaniu paszportu. To kolejny krok w ścisłej kontroli obywateli przez Władimira Putina.

Nowy rosyjski projekt zakłada dostęp do internetu tylko po potwierdzeniu swojej tożsamości paszportem. To kolejny etap na drodze do pełnej kontroli obywateli przez Kreml, który coraz śmielej dąży w kierunku kontrolowanej sieci w modelu chińskim.

Runet 2.0 – dostęp do internetu z paszportem

Jeszcze w 2023 roku ruszyć ma Runet 2.0. Specjalny system dostępny w Rosji ma być ulepszoną wersją zamkniętej sieci internetowej stworzonej specjalnie na potrzeby państwa. W Runecie znajdą się „bezpieczne” i „zaufane przez państwo” usługi, a cała sieć będzie maksymalnie kontrolowana przez władze.

Runet 2.0 ma być „absolutnie transparenty” i blokować możliwość dostępu do sieci z „różnych anonimowych urządzeń” – zachwalał ogłaszający projekt wiceprzewodniczący komisji Dumy ds. polityki informacyjnej Andriej Swintsow.

Nowy projekt ma być odwrotnością powszechnej anonimowości w globalnej sieci. Do rejestracji niezbędny będzie paszport, co oznacza, że wszystkie działania danego internauty mogą być z nim w banalny sposób powiązane.

Na papierze może to ukrócić oszustwa w sieci, spam czy phishing. Jednocześnie to jednak cudowne narzędzie do inwigilacji własnych obywateli. Tym oczywiście pomysłodawcy już się nie chwalą.

Czy Rosja odetnie się od globalnej sieci?

Jak na razie Runet 2.0 nie jest jednak przymusem. Internauci nadal mogą korzystać z globalnej sieci, choć władze Rosji mówią, że tam to użytkownicy „sami będą odpowiedzialni za swoje dane osobowe i bezpieczeństwo”.

Od pewnego czasu Rosja przymierza się jednak do odcięcia od globalnej sieci. W 2021 roku głośny był test Runetu, gdzie sieć w kraju została na krótki okres odcięta od połączeń zewnętrznych przez lokalnych dostawców internetu. Podobne ćwiczenie wykonano też w ubiegłym roku.

Całość wydaje się zmierzać do modelu z Chin. Tam kontrolowany przez państwo internet jest od lat odcięty od Zachodu tzw. Wielkim Chińskim Firewallem, a wiele popularnych serwisów (m.in. Google) po prostu tam nie występuje. Omijanie ograniczeń jest zaś surowo zakazane, choć ścigane jedynie wyrywkowo.

Czytaj też:
Rosyjski „cybergułag". Tak Putin kontroluje swoje społeczeństwo
Czytaj też:
Szpiegostwo w polskim Nitro-Chemie? Firma wytwarza trotyl i głowice dla NATO

Opracował:
Źródło: Cyberdefence24