Może zacznijmy najpierw od biznesu. Wprowadziłeś do motorsportu nowy model biznesowy. Coś w rodzaju carsharingu.
Michał Horodeński: Wynajem samochodów do sportu nie jest niczym nowym. Takie rzeczy się dzieją, zwłaszcza na zachodzie Europy, ale i coraz częściej w Polsce. Są to normalne usługi. Mój pomysł zbiegł się również z coraz bardziej popularnym carsharingiem. Nie trzeba mieć samochodu, żeby samochodem jeździć. Postanowiłem to wykorzystać także w motorsporcie.
Jest w Polsce grupa kierowców, która nie wie, czy chce być kierowcą wyścigowym, ale chciałaby spróbować. Co ważne nie muszą na starcie generować kosztów zakupu i przystosowania samego auta, a potem jego serwisowania. Nasza usługa jest prosta - „cash&drive" - kierowca wyścigowy wnosi opłatę ryczałtową za sezon, a w zamian dostaje gotowy produkt. Klient zgłasza zapotrzebowanie, a my opłacamy wpisowe, wynajmujemy samochód na zawody, serwisujemy go w trakcie zawodów, tankujemy. I to wszystko na jednym rachunku do zapłacenia. Wszystkie zawiłości regulaminowe, dbanie o to, żeby samochód był sprawny technicznie, przechodził badania kontrolne, jest po naszej stronie. Kierowcę interesuje tylko start i dojechanie do mety na dobrej pozycji. Sezon wyścigowy 2020 kosztował 60 tysięcy złotych netto.
Czytaj też:
Służbowe auta będą wynajmowane, współdzielone i ekologiczne. Tej zmiany nie da się zatrzymać
Usługę wynajmu na zawody wprowadziłem w 2018 roku. Były to starty w amatorskich track day’ach. Od 2019 skupiam się głównie na wyścigach na torze Poznań, w ramach Wyścigowych Samochodowych Mistrzostw Polski (WSMP), podczas których organizuję dla moich klientów markowy puchar Toyota Racing Cup.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.