– To koniec kawiarni, jaki znamy. To już stały trend, który obserwuję. Coraz mniej osób przychodzi na kawę. Omijamy kawiarnie szerokim łukiem. Drożyzna sprawia, że pójdziemy z torbami. Swoje zrobiła też praca z domu. Domowa kawa jest znacznie tańsza, a to oznacza znaczną utratę klientów — mówi pan Adam, właściciel lokalnej kawiarni na warszawskim Mokotowie.
Praca zdalna odmieniła nasze zwyczaje. W kawiarniach jest znacznie mniej klientów
W podobnym tonie wypowiadają się właściciele innych kafejek. – Pustki, dookoła pustki. Może po południu coś się zmieni. Nawet stali klienci zaglądają do nas coraz rzadziej. Jedni pojawiają się raz w tygodniu, inni raz w miesiącu. A to wszystko przez pracę zdalną — opowiadają.
– Dotychczas wychodzili z firmy całymi grupami, by omówić przy kawie wszystkie służbowe kwestie. Nie było ani jednego wolnego miejsca. Teraz sytuacja się odmieniła. W okolicznych biurowcach zostali nieliczni pracownicy. Nikt nie będzie jechał dwudziestu kilometrów, by napić się kawy z kolegą czy koleżanką z pracy — dodają zgodnie.
Drożyzna skutecznie zniechęca nas do zakupów. Wiele osób rezygnuje z drogiej kawy
Jest jeszcze inna istotna kwestia poza pracą zdalną. To drożyzna, która szybko i skutecznie odmienia nasze dotychczasowe zwyczaje. Z raportu Global State of the Consumer Tracker, opracowanego przez firmę doradczą Deloitte wynika, że niemal połowa Polaków zamierza ograniczać swoje wydatki ze względu na wysoką inflację. A ceny zmieniają się z miesiąca na miesiąc.
Zdaniem ekspertów już dwie trzecie klientów dwa razy ogląda każdą złotówkę, zanim ją wyda. W pierwszej kolejności płacimy raty za kredyty, później opłacamy czynsz, resztę przeznaczamy na codzienne wydatki. Aby zaoszczędzić kilkaset złotych na paliwie, wybieramy pracę zdalną. Coraz częściej rezygnujemy z przyjemności, takich jak wyjście do kina, restauracji czy kawiarni.
– Inflacja zjada nasze oszczędności. Realnie zarabiamy znacznie mniej niż dotychczas. Od dziesięciu miesięcy mamy do czynienia z hamowaniem zakupów w Polsce — mówi ekonomista Marek Zuber w rozmowie z Wprost.pl.
Zmiany w podziale łupów. Zamiast do kawiarni klienci idą na kawę do sklepu
Nieco inny punkt na podział kawiarnianych łupów ma Adam Ringier, właściciel Green Caffe Nero. Jego zdaniem nadchodzi kolejna fala zmian na rynku. „Po okresie pandemii, której wiele barów i restauracji nie przetrwało, zwyczaje zakupowe zmieniły się na dłużej” — stwierdził przedsiębiorca w rozmowie z serwisem horecatrends.pl.
Adam Ringier przekonuje, że klienci restauracji przenieśli się do kawiarni. „To tańsza opcja, a dalej może być elegancko” — zaznaczył. Z kolei miłośnicy małej czarnej zamienili kawiarnię na stacje benzynowe lub lokalne sklepy, w których znajdują się kąciki kawowe.
Podobnego zdania jest Wiktor Wielgopolan, kierownik sprzedaży w firmie Primulator. „Coraz więcej sklepów, aby przyciągnąć uwagę klientów, chce mieć w swojej ofercie kawę, najlepiej taką samą jak w kawiarni. W tym momencie zupełnie nowym sektorem dla naszej branży jest sektor sklepów spożywczych” — dodał na łamach tego portalu.
Na warszawskiej Ochocie czy Mokotowie ekspresy do kawy znajdują się w większości lokalnych sklepów. Pojedyncze stoliki można spotkać nawet w osiedlowych piekarniach. Każdego dnia, gdy robimy zakupy, sprzedawcy zachęcają do zakupu kawy. Wybór szeroki, a oferta cenowa dostępna na każdą kieszeń. Wielu klientów daje się namówić, by napić się mocnej małej czarnej, zanim zaczną pracę z domu.
Czytaj też:
Polacy nie chcą rezygnować z mięsa. Talerz musi zostać odpolitycznionyCzytaj też:
Piwo w proszku. Niemiecki browar opracował specjalną recepturę