Z Ubera korzystali głównie młodzi. Teraz wymyślili, jak dotrzeć również do seniorów

Z Ubera korzystali głównie młodzi. Teraz wymyślili, jak dotrzeć również do seniorów

Uber
Uber Źródło: Shutterstock
W Czechach maszyny do zamawiania Ubera sprawdziły się, więc czas na wprowadzenie ich w pierwszych miastach w Polsce. Firma nie podaje terminu ustawienia pierwszych urządzeń, bo musi je dostosować do przepisów.

Korzystanie z Ubera kojarzy się nam z zamawianiem samochodu przez aplikację w telefonie. Wkrótce przestanie to być jedyny sposób na zamówienie przejazdu: „Rzeczpospolita” informuje, że na dworcach i w szpitalach już wkrótce pojawią się uberomaty, czyli urządzenia (terminale), za pomocą których będzie można zainicjować przejazd. Rozwiązanie zostało pomyślane dla osób starszych lub tych, które z jakiegokolwiek powodu nie korzystają z telefonu.

Uber sprawdził już takie rozwiązanie w Czechach i testy wypadły pozytywnie. Na razie nie wiadomo, kiedy takie urządzenia mogłyby zostać zainstalowane. Według przedstawicieli firmy wszystko rozbija się o bariery regulacyjne związane z e-fiskalizacją.

Z Ubera „odpłynęło” 30 proc. kierowców

Zamawianie przejazdów może więc stać się prostsze, ale sam przejazd będzie droższy niż byłby jeszcze kilka miesięcy temu. W czerwcu zaczęły obowiązywać znowelizowane przepisy ustawy o transporcie, zgodnie z którą kierowcy taxi muszą posiadać polskie prawo jazdy i przebywać na terenie naszego kraju minimum pół roku. Muszą też posługiwać się polskim prawem jazdy.

– Po 17 czerwca, gdy weszły te regulacje, zamknęliśmy dostęp do naszej platformy dla nowych kierowców, którzy nie spełniają wymogów ustawy. Zgodnie z przepisami przez trzy miesiące – do 17 września – prowadzimy ponowną, fizyczną i osobistą weryfikację kierowców, którzy już wcześniej działali na naszej platformie. Do takiej weryfikacji zobowiązane są wszystkie platformy takie jak Uber – przyznał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Michał Konowrocki z Uber Polska.

Zauważył, że to bardzo czasochłonne zadanie. W tydzień udaje się zweryfikować ponad tysiąc kierowców, a procedura trzeba objąć kilkanaście tysięcy osób.

– Widzimy, że na skutek nowelizacji przepisów, z platformy odpłynęło nam w Polsce ok. 30 proc. kierowców i ta liczba będzie niestety rosła – powiedział.

Wyższe ceny za przejazdy

Mniejsza liczba kierowców odbiła się na cenach. Konowrocki wskazał na wzrost cen do 20 proc., ale kto często zamawia kursy na tej samej trasie, widzi, że poszły w górę jeszcze bardziej. Przykład: jeszcze niedawno za przejazd z wysuniętej na północ części Białołęki na dworzec kolejowy w Legionowie (10 km) płaciłam ok. 21 zł, kiedyś trafił się nawet kurs za 13 zł. Dziś ceny nie schodzą poniżej 30 zł. W środę 31 lipca około południa musiałabym zapłacić za przejazd 47 zł, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w styczniu. Kursu nie zamówiłam – to był tylko test. Kilka minut później za pośrednictwem aplikacji przyszło powiadomienie, że jeśli nadal jestem zainteresowana, to mogę teraz zamówić przejazd za 31 zł. To marne pocieszenie dla pasażera, bo jeśli ktoś zamawia Ubera, to potrzebuje go w tej chwili i raczej nie zda się na łut szczęścia – że może warto poczekać, bo pojawi się lepsza oferta.

W miarę powrotu kierowców ceny powinny zacząć spadać, ale czy wrócą do poziomu sprzed zmian w prawie, które doprowadziły do podwyżek? Tego nie wiemy, bo przecież wszystko ustala aplikacja.

Czytaj też:
Przejazdy Uberem mogą być droższe nawet o połowę. Wszystko przez nowe zasady
Czytaj też:
Czy przejazdy Uberem i Boltem będą droższe? Pytamy eksperta

Opracowała:
Źródło: Rzeczpospolita / Wprost