Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył surową karę na Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. Podstawą do takiego posunięcia było stwierdzenie, że ceny przy produktach na półkach i nabijane w kasach różniły się na niekorzyść klientów. Nieprawidłowości w tym aspekcie notowano już od 2016 roku.
W odpowiedzi na ustalenia UOKiK sieć marketów stwierdziła, że była lojalna wobec swoich klientów i kierowała się nie tylko „polityką niskich cen”, ale też doskonaleniem pozostałych procesów, w tym oznaczania cen w sklepach. Nieprawidłowości tłumaczono rozmiarem prowadzonego biznesu.
„Nieumyślne błędy ludzkie, o których wspomniał Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jest jedynym powodem incydentalnych różnic cenowych lub braku etykiet. Biorąc pod uwagę skalę działalności naszej sieci – ponad 3 tysiące sklepów, blisko 70 tysięcy pracowników, ponad 4 miliardy wizyt klientów w latach 2017 do lipca 2020 r. – nie można zupełnie wyeliminować tych indywidualnych przypadków” – pisano w oświadczeniu.
Biedronka broni się twierdząc, że „pomyłki zdarzały się w obie strony”, także na niekorzyść sklepu. Na tej podstawie firma nie zgadza się z zarzutem dotyczącym czerpania korzyści z opisanego w decyzji UOKiK postępowania. Mówi też o działaniach „wykraczających poza rynkowe standardy”, mających ograniczyć podobne błędu. Pisze też o 17 mld zł oszczędności konsumentów na akcjach promocyjnych sieci.
Czytaj też:
UOKiK z ogromną karą dla Biedronki. „Niedopuszczalne jest wprowadzanie konsumentów w błąd”. Do zapłaty 115 mln złCzytaj też:
12 piw gratis w Biedronce. Jak skorzystać z promocji?Czytaj też:
Sposób na zakupy w czasie pandemii? Sieci handlowe mają ciekawy pomysł