Nie wiem, ile Polska rzeczywiście potrzebuje limitu CO2. Wierzę, że dobrze obliczyli to urzędnicy Ministerstwa Środowiska.
Polska stoi na węglu. Nie tylko dlatego, że jest na nim położony cały Górny Śląsk, ale także dlatego, że od tego surowca jest uzależniona nasza gospodarka. Jeżeli KE przyznała nam za niskie limity, przełoży się to wprost na wyższą inflację i niższą produktywność. Dla kraju na dorobku może to być niebezpieczne. Poza tym lepiej poprosić o trochę więcej i sprostać wymaganiom, niż wymachiwać szabelką, a później chować głowę w piasek. Tak jak było np. z polskimi deklaracjami dotyczącymi odnawialnych źródeł energii w chwili wstępowania do Unii.
W naszym traktacie akcesyjnym zadeklarowaliśmy, że do 2010 roku zielonej energii będziemy produkowali 7,5 proc. Wbrew często przytaczanym opiniom, ta liczba nie została nam narzucana przez Brukselę. Polska sama zdecydowała się wpisać ją do unijnych dokumentów. Co prawda za niewypełnienie tych zobowiązań nie czekają nas olbrzymie kary finansowe (organizacje zielonych lubią straszyć, że tak właśnie będzie), ale i tak to marne pocieszenie. Czeka nas utrata dobrego imienia, no bo skoro sami się zdeklarowaliśmy...
Wstepując do Unii Węgry zobowiązały się do produkcji 3,6 proc "zielonej" energii. Gdyby Polska kilka lat temu postąpiła tak samo, już dzisiaj uchodzilibyśmy za kraj wywiązujący się z "ekologicznych zobowiązań". Produkujemy przecież około 4 proc zielonej energii. A tak, będą nas pokazywali na samym dole zestawienia prezentowanego przez komisarza ds. ochrony środowiska w 2010 roku.
W naszym traktacie akcesyjnym zadeklarowaliśmy, że do 2010 roku zielonej energii będziemy produkowali 7,5 proc. Wbrew często przytaczanym opiniom, ta liczba nie została nam narzucana przez Brukselę. Polska sama zdecydowała się wpisać ją do unijnych dokumentów. Co prawda za niewypełnienie tych zobowiązań nie czekają nas olbrzymie kary finansowe (organizacje zielonych lubią straszyć, że tak właśnie będzie), ale i tak to marne pocieszenie. Czeka nas utrata dobrego imienia, no bo skoro sami się zdeklarowaliśmy...
Wstepując do Unii Węgry zobowiązały się do produkcji 3,6 proc "zielonej" energii. Gdyby Polska kilka lat temu postąpiła tak samo, już dzisiaj uchodzilibyśmy za kraj wywiązujący się z "ekologicznych zobowiązań". Produkujemy przecież około 4 proc zielonej energii. A tak, będą nas pokazywali na samym dole zestawienia prezentowanego przez komisarza ds. ochrony środowiska w 2010 roku.