Do 2030 r. Polska będzie mogła przyznać wsparcie dla morskich farm wiatrowych w wysokości 22,5 mld euro – zdecydowała Komisja Europejska. Jej zgoda była niezbędna, gdyż takie wsparcie stanowi pomoc publiczną, a ta może być udzielana przy spełnieniu przez państwo członkowskie szeregu warunków.
„Gazeta Wyborcza” zwróciła uwagę, że to największa pomoc publiczna w historii Polski. Dla porównania: za 100 mld zł można wybudować ok. 3 tys. km dróg ekspresowych, czyli połowę planowanej sieci takich dróg w Polsce.
Plan na 25 lat
Rząd PiS przygotował plan zagwarantowania inwestorom morskich farm wiatrowych stałych dochodów przez 25 lat użytkowania tych instalacji. Ćwierć wieku to planowany okres ich amortyzacji i eksploatacji, po którym mają być zdemontowane.
Zgodnie z planem rządu PiS, inwestorzy morskich farm wiatrowych dostaną z publicznych pieniędzy dopłatę do ceny sprzedawanego przez nich prądu, jeśli będzie ona wyższa od rynkowej ceny energii elektrycznej. I teoretycznie mają płacić państwu, jeśli będą wytwarzać energię w cenie niższej od rynkowej.
Zadowolenie z zielonego światła, jakie dała projektowi Komisja Europejska, wyraził Zbigniew Gryglas, wiceminister aktywów państwowych.
– Jestem bardzo zadowolony z decyzji KE. Pozwoli nam to rozpocząć inwestycje szacowane na 120 mld zł. Pierwsze wiatraki na Bałtyku zobaczymy w 2024 roku. Najbardziej zaangażowane są trzy firmy: PolEnegia, PGE i PKN Orlen – powiedział na antenie „Radia Plus”.
20 proc. zapotrzebowania na energię będzie z wiatru
Łącznie farmy wiatrowe na Bałtyku mają dostarczyć 10,5 GW energii. Strategia zakłada, że ta moc zostanie osiągnięta w 2040 roku.
– Będzie to 20 proc. polskiego systemu energetycznego. Polska ma szansę być regionalnym liderem. Morze Bałtyckie to miejsce dobrze nadające się do tego typu projektów – zapewnił wiceszef resortu.
Czytaj też:
PGE zaprzęgnie wiatr do pracy