Kryptowaluty są przez entuzjastów określane, jako sposób na uwolnienie się od banków centralnych i stworzenie systemu finansowego niezależnego od rządów i organizacji międzynarodowych. Kryptowaluty rodzą jednak nowe problemy, a jednym z głównych jest ich energożerność.
Kyrptowaluty. Droga do wolności czy kolejny problem?
Ponieważ krypotwaluty nie mają centralnego ośrodka, który nimi zarządza, potrzebny jest zdecentralizowany system, który w bezpieczny i trwały sposób zapisywałby historię transakcji oraz generował nowe pieniądze. Taki system, w przypadku Bitcoina, stworzył Satoshi Nakamoto, jego tajemniczy twórca.
Zgodnie z założeniem Nakamoto w Bitcoinie transakcje potwierdzane i zapisywane są poprzez wykonanie pracy obliczeniowej, a konkretnie rozwiązywanie skomplikowanych zadań matematycznych. Do tego potrzebna jest coraz większa moc obliczeniowa, co z kolei powoduje zwiększenie zapotrzebowania na energię elektryczną.
Gigantyczne zapotrzebowanie na energię
Zespół naukowców z Cambridge Center for Alternative Finances obliczył, że rynek kryptowalut rocznie pochłania 110 terawatogodzin energii, co stanowi pół procenta globalnej produkcji. To mniej więcej tyle, ile rocznie zużywa Szwecja. Badacze policzyli też, że jedna transakcja zużywa tle energii, co jeden amerykański dom jednorodzinny w ciągu miesiąca.
Jest to wzywanie dla środowiska, bo większość farm kryptowalut, gdzie „wykopuje” się nowe, lub potwierdza transakcje, znajduje się w Chinach, gdzie zasilane są energią z elektrowni węglowych. Według badaczy z Cambridge Chiny odpowiadają z 2/3 rynku.
Czytaj też:
Od 10 lat szuka na wysypisku dysku z 357 mln dolarów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.