Awantura o „biedafirmy”. Posłanka Lewicy o różnicach w pensjach, posłowie PO o „neo-komunie”

Awantura o „biedafirmy”. Posłanka Lewicy o różnicach w pensjach, posłowie PO o „neo-komunie”

Anna Maria Żukowska
Anna Maria Żukowska Źródło:Newspix.pl / ZUMA
Jak szybko wywołać ogromną dyskusję, która nie będzie dotyczyła właściwego problemu, a zamieni się w festiwal oskarżeń? Użyć sformułowania „biedafirma” w odniesieniu do polskich małych przedsiębiorstw, co zrobiła posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska.

Anna Maria Żukowska z Lewicy zamieściła na Twitterze tekst „Gazety Wyborczej” na temat tego, jak w mikrofirmach opłacani są pracownicy. Posłanka zacytowała też wstępniak tekstu:

„Politycy zachęcają Polaków do zakładania własnych firm. Problem w tym, że mikrobiznesy są najmniej wydajnymi podmiotami w gospodarce. W 2020 roku średnia płaca w mikroprzedsiębiorstwach wynosiła 3509 zł brutto, czyli zaledwie 2561 zł na rękę”.

Zdaniem Żukowskiej – to też zamieściła w tweecie – takie teksty mogą stanowić „obrazę uczuć libkowych” (libek to popularne określenie, raczej nacechowane pejoratywnie, na osobę o liberalnych poglądach gospodarczych). Jeden z internautów odpowiedział posłance, pisząc, że nie opłaca mu się nikogo zatrudniać i „robi sam na siebie”, dorzucił też trochę kpin, pisząc z apelem o „wincyj podatków” i „jeszcze większy ZUS”.

Anna Maria Żukowska o „biedafirmach”. Posłanka Lewicy wywołała burzę

Tego bez komentarza nie zostawiła posłanka, która zareagowała tweetem:

„Przeczytał Pan ze zrozumieniem czy nie? Nic tu nie ma o ZUS-ie czy podatkach. Jest o tym, które przedsiębiorstwa generują wzrost gospodarczy i w których są wyższe płace. Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm”.

Wpis Żukowskiej może i przeszedłby bez echa, gdyby nie to jedno sformułowanie na jego końcu: „biedafirmy”. To hasło szybko stało się popularnym hasztagiem na Twitterze, a głos w tej sprawie zabierali zarówno politycy, jak i ekonomiści. Zdania były natomiast podzielone.

Komentarze wokół „biedafirm”. „Wzgarda dla prywatnego biznesu”, „pis-komuna i neo-komuna”

„Posłanka Lewicy pisząca o małych, rodzinnych firmach »biedafirmy« pokazuje znaną już z Polski Ludowej wzgardę dla prywatnego biznesu i miłość do molochów, które nazywano imieniem Lenina” – komentował poseł Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński. W podobnym tonie tweetował senator tej formacji Marcin Bosacki: „Niechęć do ludzi przedsiębiorczych, samodzielnych, wolnych łączy upadłą komunę, pis-komunę i neo-komunę”.

„Całe zawodowe życie prowadziłem #biedafirmy Każdego miesiąca sam rozliczałem ZUS, PIT, VAT, regularnie jeździłem do skarbówki, zmagałem się z kosztami i durnymi prawami. Od kilkunastu lat powtarzam, że politycy nienawidzą ludzi z własnymi działalnościami. Nic się nie zmieniło..”. – to z kolei opinia posła Konfederacji Artura Dziambora.

Inaczej na sformułowanie „biedafirmy” spojrzał Marcin Duma, szef IBRiS, który wskazał na różnice w średnim wynagrodzeniu osób zatrudnionych w mikroprzedsiębiorstwie w porównaniu do innych przedsiębiorstw. W tych mniejszych wynosiło 3509 zł w 2020 roku, gdy pozostałych 5400 zł.

Grzegorz Siemionczyk z „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” stwierdził natomiast:

„#biedafirmy to niezbyt fortunne określenie, ale o tym, że Polska ma problem z nadmiarem nieproduktywnych mikroprzedsiębiorstw (do 10 osób), wiadomo nie od dziś. Tak jak i o tym, że rząd chętnie je wspiera (baza wyborcza) kosztem firm małych i średnich”.

Czytaj też:
Dodatek osłonowy, tysiące zł na dzieci. Tyle można dostać od państwa w 2022 roku

Źródło: WPROST.pl