Za nami kolejne, korzystne dla kredytobiorców rozstrzygnięcia Komisji Europejskiej TSUE, dotyczące sporów frankowych. Wciąż jeszcze jest w obsłudze ogromna ilość kredytów w CHF, pewnie część tych kredytobiorców rozważa wejście w spór sądowy z bankiem. Zanim zdecydujesz się na taki ruch, zachęcam do lektury niniejszej publikacji, w której mowa nie tylko o kredytach w CHF, ale także tych udzielonych w innych walutach (tj. zgodnie z nazewnictwem stosowanym przez banki).
Dzięki sławetnemu wyrokowi TSUE z października 2019 r. frankowicze prawie w każdym przypadku wychodzą ze sporu sądowego jako zwycięzcy. „Prawie” robi jednak wielką różnicę, co pamiętamy z reklamy popularnej marki piwa.
97:3 to świetny wynik, ale…
Wedle statystyk, bankom udaje się wygrać w ok. 3 proc. postępowań. Oznacza to, że w pewnych sytuacjach, tj. przy uwzględnieniu przez sąd określonych zapisów w umowie kredytowej lub innych okoliczności (np. czy kredytobiorca posiadał stosowną wiedzę w zakresie bankowości), okazać się może, że niekoniecznie wyrok będzie dla ciebie korzystny.
W najgorszej sytuacji są przedsiębiorcy, którzy skorzystali z kredytu frankowego „na firmę”, bowiem wtedy nie są chronieni przed wpisaniem przez bank do umów kredytowych tzw. klauzul abuzywnych (zakazanych), bowiem taki argument może być stosowany wyłącznie w przypadku konsumentów.
Jeśli więc przekazujesz wybranej kancelarii prawnej swoją umowę o kredyt do analizy, ta koniecznie powinna obejmować także zagrożenia pod kątem ewentualnej przegranej w sądzie.
Dowiedz się, czy twoja sprawa nie podchodzi pod owe 3 proc. przypadków, gdzie zazwyczaj frankowicze wychodzą jako pokonani.
Czytaj też:
2:0 dla frankowiczów! Jest przełomowy wyrok TSUE
Kredyty walutowe: to nie tylko franki!
W tym miejscu kolejna ważna kwestia, o której być może nie wiedziałeś: zapisy w umowach „frankowych”, które zostały uznane jako sprzeczne z prawem, dotyczą w takim samym stopniu każdej innej waluty. Bo przecież w okresie kilkunastu lat, w bankach można było także uzyskać finansowanie zakupu nieruchomości w USD, euro, a nawet w jenach. Nie ma w tym wypadku znaczenia, czy poniosłeś straty na posiadanym kredycie (tj. w stosunku do wersji zadłużenia się w PLN).
Jeśli twoja umowa zawiera „trefne” zapisy – może zostać unieważniona, a wtedy z tego tytułu możesz zyskać nawet kilkaset tysięcy złotych!
Z pewnością warto tę kwestię sprawdzić, mowa o tych kredytobiorcach, którzy posiadają (lub posiadali!) kredyt w innej walucie niż CHF. Taka analiza jest zwykle bezpłatna, ma to miejsce m.in. w przypadku klientów mojej Kancelarii.
Jak pokazuje praktyka, porządnie zarobić na kredycie walutowym mogą także … byli kredytobiorcy. Jeśli posiadałeś takie zobowiązanie, czyli kredyt hipoteczny w CHF lub w innej walucie, dług ten już dawno spłaciłeś (np. 3 lub 5 lat temu), także możesz udać się do sądu z pozwem o stosowne roszczenie od banku.
Tego typu spory zdarzają się obecnie stosunkowo rzadko, ale argumenty pozostają te same: umowa kredytowa zawiera klauzule niedozwolone, czyli zostałeś przez bank oszukany. A skoro tak, to należy ci się stosowna rekompensata.
Przy skutecznym unieważnieniu spłaconej umowy, uznaje się, że bankowi należy się wyłącznie zwrot kapitału. Wtedy sumujemy wszystkie raty, jakich dokonałeś na poczet spłaty, ale także ubezpieczenia i prowizje oraz inne opłaty okołokredytowe. To co wyjdzie (suma wszystkich rat i opłat) pomniejszamy o kwotę kredytu z dnia zawarcia umowy, a to co zostanie będzie ci przez bank zwrócone. Będzie to uznane jako nadpłata, jeśli oczywiście sąd unieważni twoją umowę kredytową. Mało prawdopodobne, aby był to „zastrzyk” ekstra gotówki niższy od 100 tys. zł, co oczywiście jest zależne od pierwotnej kwoty kredytu oraz od długości okresu, w jakim to zobowiązanie spłacałeś.
Jak zarobić spore pieniądze bez ryzyka straty?
Może powiesz, że to brzmi zbyt pięknie, aby było prawdziwe? Że przecież sprawa kosztuje, przegrana także, więc zamiast obiecanego „prezentu” finansowego, to może zakończyć się twoją przegraną i odczuwalną stratą? Te pytania i wątpliwości są naturalne. W podobnych sytuacjach część kancelarii proponuje wejście do sprawy bezkosztowo, czyli nie ponosisz ryzyka przegranej. Wtedy po prostu z wygranej (jeśli takowa nastąpi) większy procent oddasz kancelarii, która prowadziła sprawę.
Tu jednak występuje jedno „ale”. Chodzi o spłacony kredyt w CHF (lub w innej walucie), który został udzielony przez Getin Noble Bank.
Jak jest wiadome, Getin jest w przymusowej restrukturyzacji, a w kwietniu br. trafił do sądu wniosek o upadłość tego banku. Może więc – teoretycznie – się zdarzyć, że będziesz miał roszczenia do bankruta, czyli nie będzie od kogo tej kasy ściągnąć. Na tę okoliczność także opracowaliśmy odpowiednie rozwiązanie, które będziemy wdrażać w życie w podobnych przypadkach. Nie ma jednak co ukrywać: ten temat nie jest do końca rozpoznany, w szczególności, że w/w wniosek o upadłość Getina miał miejsce tak niedawno.
Czytaj też:
Dzięki alimentom nie trzeba spłacać długów? „Doskonałe narzędzie antywindykacyjne”
Jaką wybrać metodę wejścia w spór sądowy?
Oto i kolejna bardzo ważna kwestia, często pomijana przez kancelarie „frankowe”: kredytobiorca ma zawsze 3 różne metody wejścia w spór z bankiem. Rzadko się ten temat porusza, pewnie, by nie siać zamieszania w głowie kredytobiorcy i aby ten jak najszybciej podpisał umowę na obsługę prawną.
No cóż, prawnicy nie słyną z wygórowanych standardów etycznych, więc najczęściej będą działać – w pierwszej kolejności – głównie w swoim interesie.
Jakie są to metody? Tu zakładam, że kredyt frankowy (lub w innej walucie) spłacasz na bieżąco. W największym skrócie, takie masz możliwości:
- Pozywasz bank i spłacasz dalej raty.
- Pozywasz bank i zaprzestajesz spłaty rat kredytu.
- Przestajesz spłacać raty i czekasz na pozew (lub odraczasz na jakiś czas pozwanie banku).
Oczywiście dana metoda ma uzasadnienie w określonej sytuacji, to nie jest tak, że w każdym przypadku dla kredytobiorcy są one równoważne. Ten temat szerzej opisywałem (czyli kiedy należy wybrać daną metodę wejścia spór) w innej publikacji na Wprost.pl.
Przykład z „życia wzięty”
Można powiedzieć, że obecnie frankowicze mają „z górki”, pod warunkiem, że w sposób przemyślany podejdą do sporu sądowego z bankiem i nie przekażą swojej sprawy w przypadkowe ręce. Ze skrajnie inną sytuacją „ubranych” w toksyczny kredyt mieliśmy do czynienia w okresie 2015-2018. Niemniej jednak w tym właśnie okresie nie brakowało prawników, którzy namawiali frankowiczów na wejście w spór, mający minimalne szanse na wygraną.
A przecież można było sprawę poprowadzić inaczej: oczywiście wtedy, jeśli dana kancelaria chce działać etycznie, tj. zawsze mając na względzie dobro klienta, a nie wyłącznie własne korzyści.
Oto krótka historia – zakończona pełnym sukcesem – pary frankowiczów, którzy trafili do mnie pod koniec 2017 roku. Stan ówczesny: mieszkanie warte 900 tys. zł, wysokość zadłużenia (wg banku) – 1.5 mln zł. Rata przekraczała ich możliwości. Co robić? Oto, jak tę sprawę poprowadziłem, krok po kroku.
- Koniec 2017 roku: nasze spotkanie oraz konkretna rada: zaprzestańcie spłaty, nie pozywając banku.
- 2018 rok: „mocne” zabezpieczenie nieruchomości (tu szczegółów nie zdradzę, to moje know-how), aby maksymalnie utrudnić bankowi odzyskanie należności ze sprzedaży mieszkania i… zniechęcić do pozwania moich klientów.
- Początek 2020 roku: za względu na przełomowy wyrok TSUE z października 2019 roku, poradziłem klientom, aby „zaatakowali” bank, tj. złożyli pozew o unieważnienie umowy kredytowej.
- 2022 rok: bank wychodzi z propozycją ugody, takowe rozwiązanie odradziłem klientom. Wszystko bowiem wskazywało, że możemy w tym wypadku zgarnąć pełną pulę.
- IV 2023 rok – unieważnienie umowy, czyli pełna wygrana! Wyrok prawomocny.
Czytaj też:
Jak upadał Getin Noble Bank. „Nikt o tym głośno nie mówił”
Od minus 600 tys. zł do 750 tys. zł na plusie
Bank dość szybko przelał na konto moich klientów wszystkie wpłacone przez nich środki, a uzbierało się tego 470 tys. zł. Klienci mają do spłaty bankowi kwotę, którą uzyskali przy uruchomieniu kredytu, tj. 920 tys. zł. Ale w międzyczasie zdrożało ich mieszkanie, które obecnie jest warte ok. 1.2 mln zł.
Jak zatem to wyszło finansowo? Całkiem fajnie, sam zobacz:
START: deficyt na poziomie 600 tys. zł, czyli tyle klienci byli „na minusie” w 2017 roku (kredyt – 1.5 mln zł, mieszkanie warte 900 tys. zł), plus oczywiście naliczanie odsetek za kolejne miesiące od kwoty 1.5 mln zł….
FINAŁ: klienci są „na plusie” ok. 750 tys. zł (do zapłaty bankowi 450 tys. zł, a ze sprzedaży mieszkania dostaną ok. 1.2 mln zł.).
Być może ten przykład przekona cię, jak ważne jest profesjonalne i w 100 proc. etyczne poprowadzenie tak ważnej sprawy, kiedy wydaje ci się, że jesteś o krok o bankructwa. I nie dotyczy to jedynie sporów frankowych.
Dlatego też w sytuacjach krytycznych staraj się nigdy nie działać na emocjach i starannie wybieraj sobie doradców, którym zaufasz, powierzając im sprawy najwyższej wagi.
W opisanej historii: pozwanie banku w 2017 roku mogło by się zakończyć dla klientów pełną katastrofą finansową i życiową.
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”. Od lipca 2016 roku prowadzi kancelarię antywindykacyjną www.krzysztofoppenheim.pl, oraz usługi w zakresie pośrednictwa i doradztwa finansowego www.oppen-kredyt.pl.
Czytaj też:
Zmiana właściwości sądu dla frankowiczów. Cztery zagrożenia
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.