Problem z euro polega na tym, że w odróżnieniu od walut narodowych jest to waluta pozbawiona własnej gospodarki. Nie można bowiem mówić o jednej, paneuropejskiej gospodarce, skoro każde państwo UE ma własny budżet, emituje własne obligacje i prowadzi własną politykę fiskalną. W rezultacie euro nie jest „znakiem firmowym", ale pewną wypadkową siły gospodarek krajów należących do strefy euro. To m.in. po to wprowadzono rygorystyczne kryteria z Maastricht, które trzeba spełnić aby przystąpić do unii monetarnej. Ustalenie górnej granicy deficytu, czy inflacji miało uchronić walutę przed tym co właśnie stało się w Grecji. Czyli przed tym, aby, parafrazując Metternicha, „gdy jeden kraj kichnie, kataru nie miała cała Europa”.
Niestety kryteria z Maastricht potraktowano dość liberalnie i w rezultacie gdy dany kraj przekroczył progi euro klubu wracał do starej, sprawdzonej polityki finansowej w której rosnący deficyt jest narzędziem uspokajania roszczeń socjalnych tudzież finansowych ambicji kolejnych rządów. Dziś wszyscy pouczają Grecję, ale kryteria z Maastricht łamali wszyscy – na czele z Niemcami, którzy dziś biadolą, że muszą spłacać nie swoje rachunki.Tak naprawdę Niemcy i inni uczestnicy strefy euro nie mają dziś jednak wyjścia. Jeżeli nie pomogą Grecji, zaufanie do euro na rynkach finansowych spadnie i aby ratować notowania waluty trzeba będzie sporo zapłacić interweniując na rynkach walutowych. Jeżeli zaś wykluczą Grecję ze strefy euro – jej pozostali uczestnicy otrzymają sygnał, że zasada jeden za wszystkich wszyscy za jednego w tym towarzystwie nie obowiązuje co z pewnością spowoduje wzrost niechęci do wspólnej waluty i gwałtowny wzrost liczby zwolenników powrotu do walut narodowych.
Jaka nauka płynie stąd dla Polski aspirującej do euro? Po pierwsze to przestroga dla kolejnych rządów – jeżeli przystąpimy do strefy euro nie będzie już można spychać pogłębiającej się dziury budżetowej na kolejne ekipy, a dbanie o stan finansów publicznych będzie musiał uzyskać priorytet nad zapewnianiem sobie reelekcji przez rozdawanie pieniędzy wszystkim, którzy się tego domagają. Po drugie – skoro UE wymaga od nas spełniania kryterium z Maastricht, my na forum UE musimy tego wymagać od Europy. Bo jeśli nic się nie zmieni to dzisiejszy problem Grecji, jutro stanie się problemem Portugalii, a pojutrze „katar" mogą mieć Niemcy. Gdyby tak miała wyglądać przyszłość europejskiej waluty – to nie ma się do czego spieszyć.