Gonienie Google czy gonienie ogona?

Gonienie Google czy gonienie ogona?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zbigniew Domaszewicz, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Komisja Europejska wystosowała pod adresem Google zarzuty, wśród których poczesne miejsce zajmuje kwestia promowania przez wyszukiwarkę na liście wyników jej usług i serwisów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to jeden z przypadków, w których władze w Brukseli zaczynają gonić własny ogon pisze Zbigniew Domaszewicz, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Użytkownicy Google ufają, że lista wyników, jaką otrzymują w wyszukiwarce, jest rezultatem działania obiektywnego algorytmu obliczonego na dostarczanie im maksymalnie rzetelnych odpowiedzi. Trudno więc polemizować z tym, że jeśli Google wyłącznie ze względów biznesowych ten obiektywizm zaburzał, wciskając niektóre swoje usługi i serwisy na wyższe (czyli uprzywilejowane) pozycje na tej liście ? a takich m.in. praktyk dotyczy zarzut Komisji ? to uczciwie byłoby np. poinformować użytkownika w jakiś sposób, że ma do czynienia z autopromocją.

To wszystko prawda.

Mimo to po lekturze wczorajszych doniesień agencyjnych na temat tej sprawy pozostaje wrażenie, że ktoś gdzieś zagubił do reszty proporcje i utracił umiejętność przykładania właściwej miary do właściwych rzeczy. Bo trudno polemizować także z tym, że zasadniczo firma ma prawo w sposób uprzywilejowany traktować swoją ofertę biznesową i wyróżniać ją na tle oferty konkurencji. Zakwestionowane przez Komisję praktyki wyszukiwarki w gruncie rzeczy dotyczą więc niuansów etycznych.

Dochodzenie antymonopolowe prowadzone przez urząd komisarza ds. konkurencji Joaquina Almunii trwało od 2010 r. Trudno oszacować, ile kosztuje takie badanie, ale jako że wynagrodzenia unijnych urzędników, prawników i ekspertów w Brukseli do najniższych raczej nie należą, można sobie wyobrażać naprawdę duże kwoty. Teraz urzędnicy mają poczekać kilka tygodni na odpowiedzi od Google, a potem będą się zastanawiać, czy sprawa zasługuje na oficjalny proces antymonopolowy i nałożenie kar finansowych. Od 2010 r. internet i układ sił konkurencyjnych w sieci co nieco się zmieniły, więc może i urzędnicy postanowią raz jeszcze przemyśleć swoje nastawienie do tematu. Najogólniej rzecz ujmując ? sprawa jest rozwojowa. Podatnik europejski ma na co łożyć.

Można by pomyśleć ? szczęśliwa musi być Unia, skoro jeden z ważniejszych urzędów gospodarczych Komisji Europejskiej nie ma większych zmartwień niż troska o stuprocentową rzetelność listy wyników amerykańskiej wyszukiwarki. Szkoda tylko, że lektura innych codziennych informacji na temat stanu gospodarek krajów Europy szybko takie miłe myśli rozwiewa.