Ekonomiści nie spodziewają się, by w kolejnych kwartałach wzrost cen miał przystopować. Nie wyniesie może już 5 proc. jak w lipcu (rekordowy na przestrzeni lat wzrost), ale będzie oscylował wokół 4 proc.
Sytuacja na globalnych rynkach surowcowych, która przekłada się m.in. na drożejące o 30 proc. rok do roku paliwa w Polsce, żywność drożejąca ze względu na niesprzyjającą latem aurę, do tego rosnące ceny regulowane (np. za energię elektryczną w lipcu trzeba było płacić o ponad 9 proc. więcej niż rok wcześniej, a za wywóz śmieci – ponad 23 proc.), i nowe podatki (cukrowy i handlowy) – wymienia „Rzeczpospolita”. To wszystko nieprędko pozwoli nam zapomnieć o inflacji.
Przedsiębiorcy wiedzą, że klienci zapłacą
Do listy można jeszcze dopisać coraz lepszą sytuację naszej gospodarki, która już się odbudowała po pandemii. PKB w II kwartale tego roku okazał się aż o 10,9 proc. wyższy niż przed rokiem, czyli w szczycie pandemicznego kryzysu. Firmy nie muszą się już krygować i mogą przerzucać rosnące koszty działalności na ceny produktów czy usług i odrabiać straty z lockdownów. O tym, że zdrożały usługi, wiedzą ci, którzy są już po urlopie. Za wyjazdy trzeba było zapłacić więcej niż rok temu.
– W przyszłym zaś roku oliwy do ognia może dolać Polski Ład. Jak szacuje resort finansów, w efekcie obniżenia klina podatkowo-składkowego do kieszeni mniej zamożnych Polaków trafi 14 mld zł. A ci mają większą skłonność do wydawania – powiedział Piotr Bielski, główny ekonomista BZ WBK.
Coraz więcej zwolenników wyższych stóp procentowych w RPP
Niekorzystny trend może odwrócić podniesienie stóp procentowych. Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Millennium Bank, uważa, że jest ona możliwa w listopadzie, choć w najlepszym razie będzie miała wymiar symboliczny, do 0,25 proc. Za podwyżką w tym terminie opowiada się już czterech z dziesięciu członków Rady Polityki Pieniężnej.
Czytaj też:
Inflacja nie zwalnia. Najwyższy wynik od dekady. W sklepach będzie jeszcze drożej