– 30 września zaplanowano nadzwyczajną naradę ministrów UE ws. kryzysu energetycznego. Celem jest uzgodnienie działań, które pozwolą na obniżenie wysokich cen energii – poinformowała na Twitterze Beata Płomecka, korespondentka Polskiego Radia z Brukseli.
Spotkanie unijnych ministrów do których kompetencji należą kwestie energii zwołał Josef Sikela, minister gospodarki Czech (kraj ten sprawuje obecnie unijną prezydencję).
Czym jest windfall tax?
Ze strony Komisji Europejskiej padł pomysł nałożenia tzw. windfall tax. Płaciłyby go spółki energetyczne – 33 proc. od zysku. Chodzi o podatek od zysków, które wynikają z nagłego i nieoczekiwanego wzrostu przychodów dla określonej firmy lub całej branży, wywołanych zakłóceniami geopolitycznymi, wojną lub klęską żywiołową, które to nadmiarowo napędzają popyt lub powodują przerwy w dostawach. Pomysł krytykuje w rozmowie z serwisem INNPoland dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
– Wyższe zyski spółek energetycznych to efekt działania rynku. To powtarza się w cyklach koniunkturalnych. Są okresy, że zyski są wyższe, a gdy jest dekoniunktura, to zyski spadają. Pytanie, czy będzie w takim razie zwrot tych pieniędzy, gdy będą nadzwyczajne straty? Bo tak działa gospodarka. To nie jest żadna zmowa, żadne działanie firm, które coś wykorzystują, tylko tak działają prawa rynku – komentuje dr Dudek.
Ekspert podkreśla, że taka ingerencja w zyski spółek, bez względu na to, czy byłaby wprowadzana na podstawie decyzji poszczególnych rządów, czy na poziomie unijnym, jest działaniem asymetrycznym. — Przecież te firmy potrzebują budować kapitał do przeprowadzenia transformacji energetycznej. Co więcej, każda z nim ma inny model biznesowy. Nie można przykładać jednej miary do każdej firmy — podkreśla główny ekonomista FOR.
Zdaniem Dudka nie można mówić o „nadzwyczajnych” zyskach firm, gdyż wynikają one z cyklu koniunktury i naturalnych procesów gospodarczych. W przypadku spółek Skarbu Państwa – jak zauważa ekspert – te środki i tak już są publiczne. — Moim zdaniem będzie to złe rozwiązanie i może zniszczyć procesy inwestycyjne, a niektóre firmy, mające inny model, będące w innej fazie rozwoju, mogą na tym mocno stracić i znajdą się w trudnej sytuacji — podsumowuje dr Dudek.
Czytaj też:
Firmy musza liczyć się z ingerencją rządu. Chodzi o zatrudnianie pewnej grupy osób