Socjalizm wygrywa we Francji

Socjalizm wygrywa we Francji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli w drugiej turze zwycięży Hollande, będzie pierwszym lewicowym prezydentem Francji od czasów François Mitteranda Matthieu Riegler 
Niespodzianki nie było. Pierwszą rundę w walce o fotel prezydenta Francji wygrał kandydat socjalistów François Hollande. Sarkozy przejdzie do historii jako pierwszy prezydent V Republiki, który nie zapewnił sobie reelekcji w pierwszym starciu.
Według wstępnych danych tuż po zamknięciu lokali wyborczych Hollande uzyskał 28 proc. głosów, natomiast Nicolas Sarkozy 26 proc. Niespodzianką jest dopiero trzecie miejsce ? liderka skrajnej prawicy Marine Le Pen zdobyła 20 proc. głosów, czego żadne sondaże nie przewidziały. To działa na korzyść centroprawicowego Sarkozy’ego, który zawalczy o jej głosy. Walka nie jest więc skończona, a rezultat drugiej tury 6 maja nie jest oczywisty.

O francuskim elektoracie mówi się, że w pierwszej turze głosuje sercem, a w drugiej głową. Wynik Hollande’a wskazuje zatem, że Sarkozy stracił serca narodu. Jeśli w drugiej turze zwycięży Hollande, będzie pierwszym lewicowym prezydentem Francji od czasów François Mitteranda, który przetrwał dwie kadencje, urzędując od 1981 do 1995 r. Jednak to tylko ciekawostka, która niewiele mówi o tym, jaka przyszłość czeka Francję po wyborach. Żaden z kandydatów bowiem nie przedstawił w kampanii przekonującego programu naprawy gospodarki. I nie chodzi tu tylko o przekonanie wyborców, ale ? co może ważniejsze ? inwestorów na rynkach finansowych. Ci zaś uważają, że z wygraną Hollande’a, który przedkłada podnoszenie podatków dla największych przedsiębiorstw i najbogatszych obywateli nad oszczędności budżetowe, wiąże się duże ryzyko gwałtownego wzrostu rentowności francuskich obligacji. A to obciąży kraj kosztami obsługi długu, który sięga już 90 proc. PKB.

Prof. Ulrich Hege z HEC Paris, jednej z najbardziej renomowanych uczelni ekonomicznych na świecie, twierdzi w komentarzu dla CNN, że poważne reformy we Francji (podobnie jak we Włoszech) zaczną się dopiero wtedy, gdy Francuzi będą mieli nóż na gardle, a impuls do reform może przyjść z zewnątrz, czyli z rynków finansowych, jeśli zacznie się tumult wokół francuskiego długu.

Silna reakcja rynków finansowych może zweryfikować wiele wyborczych obietnic socjalisty. ? Być może on to już wkalkulował w swoją politykę, w końcu jest absolwentem uczelni biznesowej [Ecole Nationale d’Administration ? red.] ? dodaje Hege.
 
Program Hollande’a jest obietnicą przywrócenia sprawiedliwości społecznej. Obiecuje miejsca pracy w budżetówce, przywrócenie 60 lat jako wieku emerytalnego, a z drugiej strony podniesienie podatku dla zarabiających ponad 1 mln euro rocznie do 75 proc. Jednak te obietnice nijak się mają do sytuacji francuskiej gospodarki, nad którą zbierają się czarne chmury. Deficyt finansów publicznych wyniesie w tym roku prawdopodobnie 4,8 proc., a wzrost gospodarcy zaledwie 0,5 proc. Francja traci konkurencyjność: koszty pracy w stosunku do niemieckich wzrosły o 20 proc. w ciągu 20 lat, deficyt bilansu płatniczego wynosi 2,1 proc., a sektor publiczny należy do najbardziej rozrośnietych wśród krajów OECD. Obecnie wydatki na cele publiczne we Francji wynoszą 56 proc. PKB i jest to najwyższy wskaźnik w krajach europejskich.
   
W drugiej turze Francuzi mają głosować głową. Ale czy są w stanie wyobrazić sobie, że bez bolesnych reform krajowi może grozić dramat niewypłacalności? To nie zdarzyło się w ich kraju od 200 lat. Zdaniem francuskiego profesora od finansów tradycyjne metody pobudzania gospodarki kraju nie będą skuteczne. ? Jedyną alternatywą jest default, czyli wymuszona redukcja długów ? mówi Hege i jako dowód, że to rozwiązanie jest najskuteczniejsze, podaje Grecję i Islandię.
 
Mimo frustracji społeczeństwa wywołanej bezrobociem (10 proc.) i  brakiem dyskusji o najważniejszych sprawach gospodarczych w kampanii prezydenckiej szacuje się, że frekwencja wyniosła 80 proc. Uprawnionych do głosownia jest 44,5 mln Francuzów.