W ostatnich 24 godzinach różne milionowe wartości zdominowały szum informacyjny przekładający się na rynkowe nastroje. Informacją dnia jest przekroczenie progu jednego miliona zakażonych koronawirusem na świecie, co przypomina inwestorom, że jeszcze daleko do opanowania wirusa i dlatego wszelkie zrywy optymizmu na rynkach należy traktować tylko jako przerywniki w ponurym otoczeniu.
Pozostajemy w defensywnym nastawieniu, oczekując podtrzymania presji na aktywach ryzykownych (akcje, surowce, waluty surowcowe i rynków wschodzących). Wśród walut G10 widzimy lepsze perspektywy dla JPY i USD, wraca natomiast słabość EUR. W przypadku złotego nie widzimy obecnie warunków dla wyraźnego oddalenia się od 4,60 za euro.
Wczoraj figurą dnia było 10 milionów nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA po dwóch tygodniach zaostrzania przepisów pozostawania Amerykanów w domach i wstrzymaniu działalności firm. W poprzednim tygodniu przybyło 6,65 mln nowych zasiłków po 3,3 mln tydzień wcześniej. To szokujące dane, które z jednej strony podkreślają charakter rynku pracy w USA (możliwość zwolnienia pracownika z dnia na dzień), ale też są konsekwencją wyborów politycznych.
Lockdown jest konieczny, by powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Ponadto trzecia faza pakietu fiskalnego za 2,2 bln USD niejako zachęca pracowników do pójścia na bezrobocie. Pakiet oferuje do 600 USD tygodniowo przez 4 miesiące, co odpowiada płacy 15 USD/h. Dla wielu Amerykanów to atrakcyjna oferta. Nie zmienia to faktu, że przejściowo dane z rynku pracy będą wyglądać okropnie, a raporty o wnioskach o zasiłek sugerują, że bezrobocie w marcu mogło skoczyć do 10 proc. z 3,5 proc. w lutym. Ale w dzisiejszym raporcie NFP jeszcze tego wzrostu nie zobaczymy (prog. 3,8 proc.), z uwagi na wcześniejszy okres przeprowadzania ankiet przez Departament Pracy (drugi tydzień marca). Spodziewany spadek zatrudnienia w sektorze pozarolniczym (konsensus: -100 tys.) bierze się w większym stopniu z wahań sezonowych i odreagowana silnego wzrostu miejsc pracy w lutym (273 tys.). Rynek najprawdopodobniej zignoruje wypaczone dane – inwestorzy wiedzą, że sytuacja w gospodarce jest zła i nie potrzebują do tego konkretnych liczb.
Pośrednim powodem wczorajszego entuzjazmu na rynkach był wystrzał cen ropy naftowej – w kulminacyjnym momencie cena WTI rosłą o 33 proc., co jednak odpowiada tylko 7 dolarom na baryłce. Zaczęło się od sygnalizowania przez Chiny gotowości do skupu taniego surowca dla strategicznych rezerw, ale później euforię podsycił prezydent USA Donald Trump, który zasugerował, że przekona Arabię Saudyjską Rosję do obniżenia produkcji o 10-15 mln baryłek. Arabia Saudyjska szybko zapowiedziała nadzwyczajne posiedzenie OPEC+ (6 kwietnia), by przedyskutować „uczciwe porozumienie”. Bylibyśmy jednak ostrożni z wyciąganiem daleko idących wniosków z deklaracji Trumpa. Gdyby tak łatwo było o zgodę Arabii Saudyjskiej i Rosji, doszłoby do niego miesiąc temu, co by ograniczyło niekorzystny dla każdego producenta spadek cen. Restart negocjacji jest dobrą wiadomością, ale nie przełoży się na rychłe zatrzymanie wzrostu globalnych zapasów. Nawet jeśli OPEC przedstawi ofertę cięcia wydobycia, Rosja nie przystanie od ograniczenia, jeśli USA nie zobowiążą się do podobnych redukcji. Wczorajszy rajd cen był podsycany domykaniem pozycji spekulacyjnych, ale bez szybkich rozstrzygnięć politycznych pozostawia ceny na powrót podatne na spadki.
Czytaj też:
Rynki. Chiny już myślą o tym, co po kryzysie