Zawsze lepiej jest, jak wszystkie znaki przemawiają za powiększaniem apetytu na ryzyko, ale jak tylko mała rzecz zaczyna iść w przeciwnym kierunku, zwątpienie dotyka uczestników rynku. Tak bym podchodził do dzisiejszego klimatu na starcie wtorkowego handlu. Motywem przewodnim pozostaje entuzjazm związany z planami otwarcia gospodarek i rozruszania aktywności gospodarczej. Mimo to plany są na razie tylko planami, tempo odmrażania może być powolne, a zawsze pozostaje ryzyko drugiej fali zachorowań. Stąd tryb risk-on zaczyna się wzmacniać, choć bez silnego przekonania i łatwo o jego zakłócenia. Nawet jeśli powody zakłóceń są natury technicznej i odizolowane od odbicia na innych klasach aktywów. A tak jest w przypadku spadków cen ropy naftowej WTI w czerwcowym kontrakcie.
Dziś kontrakt na najbliższą dostawę traci 20 proc. do 10 USD/b, a razem z wczorajszą przeceną daje to już 42 proc. Rynek wystraszył się informacji, że USO ETF, największy fundusz ETF inwestujący w ropę naftową, po raz kolejny roluje kontrakty z czerwcowych na dalsze terminy w celu uniknięcia zmienności związanej z obawami o wyczerpywanie się przestrzeni do magazynowania surowca. Mamy do czynienia z efektem domina, kiedy wszyscy chcą uciec z najbardziej niestabilnego kontraktu. Ale nie oddaje to wiarygodnie sytuacji fundamentalnej rynku ropy naftowej, która naturalnie jest zła, ale nie aż tak, jak pokazuje kontrakt czerwcowy (czy wcześniej majowy spadający do -40 USD/b!). Dla porównania kontrakt na dostawę lipcową traci dziś tylko 3,4 proc. do 17,5 USD/b. Zdecydowanie mniej dramatyczna zmiana. Fakt, że CAD i NOK dziś zyskują, pokazuje, że inwestorzy nie ekstrapolują napięć na rynku ropy na inne, zwykle silnie skorelowane instrumenty. Nie zmienia to faktu, że przecena ropy naftowej wybija się na czołówki serwisów informacyjnych i tworzy nerwowe otoczenie dla handlu, tonując wcześniejszy optymizm. Na kruchym rynku wszystko ma znaczenie.
Przy stabilizacji rynkowego sentymentu powoli dochodzi do różnicowania aktywów finansowych, co w przypadku ryzykownych walut sprowadza się do oceny reakcji władz na kryzys COVID-19. W tym tygodniu Australia poinformowała, że od 1 maja prowincja Queensland złagodzi ograniczenia dotyczące przebywania w domu, podczas gdy Australia Zachodnia od poniedziałku pozwoli na zgromadzenia do 10 osób. Jest to konsekwencja szybkiej reakcji władz w początkowej fazie pandemii, co poskutkowało niskim współczynnikiem zachorowań na 1 milion mieszkańców (264, dla porównania USA: 3053, Niemcy: 1895). Pozwoliło to też na wprowadzenie łagodniejszych programów lockdownu. Rząd australijski przedstawiał też największy spośród głównych gospodarek pakiet fiskalny w relacji do PKB (11,5 proc, USA: 9,3 proc.). Australia jest też w bliskich relacjach handlowych z Azją (Chinami), które są już na etapie odbudowy po pierwszej fali zachorowań. Kombinacja tych czynników powinna pozytywnie wyróżniać AUD na tle innych walut surowcowych, a przynajmniej być poduszką łagodzącą sprzedaż waluty w momentach skoku awersji do ryzyka.
Czytaj też:
Janusz Steinhoff: W 2050 roku w Polsce będą czynne tylko dwie kopalnie