Wraz ze wzrostem zmienności rynkowej nastąpił wzrost liczby rachunków maklerskich. Trend ten na dobre rozpoczął się w marcu, był kontynuowany w kwietniu. Obecnie sytuacja się uspokoiła, ale tendencja jest jasna: Polacy coraz częściej myślą o inwestowaniu, o emeryturze i o dodatkowych zarobkach. Zaktywizowali się zarówno giełdowi inwestorzy instytucjonalni oraz indywidualni, otwierają dużo nowych rachunków.
Według Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych na koniec maja 2020 r. liczba otwartych rachunków maklerskich wyniosła 1 308 655. Oznacza to, że w maju przybyło 4770 rachunków. To najmniejszy przyrost od grudnia 2019 r. i jednocześnie zdecydowanie mniej niż w kwietniu (+18 tys.) oraz marcu (+29 tys.). Należy mieć jednak na uwadze, że nie wszystkie biura maklerskie są zobligowane do raportowania informacji o otwieranych rachunkach do tej instytucji, co oznacza, że boom na inwestycje w ostatnich miesiącach był jeszcze większy.
Jest to dobra informacja, bo – jak wynika z „Raportu dotyczącego sytuacji finansowej domów maklerskich w 2019 r”. Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego – liczba rachunków klientów w sektorze domów maklerskich spadła w 2019 r. o ponad 21% w stosunku do roku poprzedniego.
KNF dostrzega też rosnące ryzyko dla oszczędzających na rynkach, które nie są objęte przez nią nadzorem, zwłaszcza że pieniądze wycofane z lokat trafiają na m.in. na niepewne weksle. Lista ostrzeżeń publicznych KNF więc rośnie, a rzecznik KNF ostrzega: „obecna sytuacja sprzyjać może pojawieniu się różnego rodzaju piramid finansowych”.
Wysoka płynność rynków
Dlatego warto korzystać z usług regulowanych podmiotów. Przedstawiciele jednego z najdłużej obecnych na polskim rynku domu maklerskiego – TMS Brokers – podkreślają, że ostatnie wydarzenia były bezprecedensowe, a do rynku i ryzyka zawsze należy mieć respekt. Jak dodają – obecnie szczególnym zainteresowaniem cieszą się kontrakty na różnice kursowe – dają one bowiem możliwość zarabiania na wzrostach, jak i na spadkach notowań konkretnego instrumentu.
– Inwestowanie na rynku OTC (pozagiełdowym) jest zajęciem dynamicznym dzięki dźwigni finansowej, której zaletą jest mniejsze zaangażowanie kapitału. W większości przypadków są to inwestycje krótkoterminowe, opierające się o znaczną liczbę wykonanych transakcji. Wielu poczatkujących inwestorów skupia się wyłącznie na możliwości zarobku, zanim nauczą się świadomie podchodzić do zarządzania ryzykiem. Potem pojawia się frustracja kosztami transakcyjnymi i zwątpienie w rynek. Nie tędy droga – przekonuje Łukasz Zembik, ekspert rynku OTC w TMS Brokers.
Zdaniem Zembika analizę kosztów lepiej zostawić na moment, gdy zarządzanie aktywami przyjdzie bez zbędnych emocji.
– Powinniśmy również mieć na uwadze to, ile kosztuje handel kontraktami. Wybierajmy zatem te instytucje, które oferują tani trading, a jednocześnie ich oferta jest transparentna. Dodatkowym atutem jest możliwość sprawdzenia, ile wynosiły koszty otwierania pozycji w przeszłości. Taką możliwość oferuje TMS Brokers – bez problemu można u nas sprawdzić spready historyczne, a handel na popularnych instrumentach należy do jednych z najtańszych na rynku. Przydatna może być też informacja, jaka była średnia wielkość spreadu na konkretnym instrumencie (parze walutowej, indeksie giełdowym, surowcu) w przeciągu ostatniego miesiąca lub tygodnia – przekonuje Zembik.
Bilet wstępu
Należy rozróżnić dwie ceny (BID oraz ASK), które widzimy na platformie inwestycyjnej lub w aplikacji do tradingu. Ta pierwsza to cena, po której otwierane są transakcje sprzedaży (czyli krótkie pozycje, na których zarabiamy, gdy cena instrumentu spada). ASK to poziom notowań, po których zostanie otwarta pozycja „długa”. Kupując parę walutową lub indeks można zyskać, gdy kurs wzrośnie. Różnica pomiędzy tymi dwoma cenami to właśnie spread. Każde wejście na rynek wiąże się z jego opłatą – jest to więc właściwie bilet wstępu.
– Im transakcji jest więcej, naturalnie koszty handlu rosną. Dlatego optymalny trading charakteryzuje się niskimi kosztami. Nie ma co się frustrować cenami, bo każdy broker z czegoś żyje. Nawet taki, który reklamuje się jako bezprowizyjny – zaznacza Zembik.
Spready mogą się różnić w zależności od sytuacji na rynku. Kiedy panuje spokój, ich wartość jest zazwyczaj mniejsza. W przypadku, gdy dochodzi do wzmożonej aktywności inwestorów oraz algorytmów tradingowych (dzieje się tak z reguły podczas publikacji danych makroekonomicznych lub kiedy ma miejsce paniczna wyprzedaży aktywów), a zmienność jest ponad przeciętnie lub nawet ekstremalnie wysoka, wartość spread-u zwiększa się. Możliwość sprawdzenia historycznych wartości daje więc szansę zobaczenia, jak zachowuje się różnica między BID i ASK w momencie publikacji danych lub kiedy płynność jest mniejsza, np. podczas nocnych godzin sesyjnych.
Spready to więc koszty transakcyjne, których zasady są jasne od początku, zwłaszcza u brokerów, którzy przedstawiają historyczne dane na ten temat, jak np. TMS Brokers. Należy uważać na koszty mniej oczywiste w inwestycjach, np. na inflację, która zjada zysk oszczędności trzymanych w bankach na rachunkach osobistych i na niskooprocentowanych lokatach. Rosnąca inflacja powoduje, że alternatywne inwestycje to gorący temat, zwłaszcza że według prognoz Komisji Europejskiej w Polsce sięgnie ona poziomu 4,5 proc.
Pojawiające się informacje o rosnącym udziale inwestorów detalicznych w obrotach w I półroczu świadczą o tym, że był to okres największej aktywności inwestorów indywidualnych – zarówno na warszawskiej giełdzie, jak i na rynkach pozagiełdowych – od lat.
Taki wzrost zainteresowania, przy statystykach stratnych rachunków wszystkich brokerów świadczą o tym, że w Polsce brakuje – przede wszystkim – edukacji finansowej. Przy tak szerokim wachlarzu ofert trzeba ponadto świadomie i krytycznie przyglądać się szczegółom, takim jak transparentność działań brokerów, czy listom ostrzeżeń KNF, a nie samym kosztom transakcyjnym.