Rosnące ceny towarów i usług nie omijają branży pogrzebowej. Wyższe koszty pracy, droższe paliwo (jego ceny mają spaść w rezultacie zastosowania tarczy antyinflacyjnej, ale niższy podatek będzie obowiązywał tylko przez kilka miesięcy) i gaz. Właściciel jednego z zakładów pogrzebowych, z którym rozmawiały dziennikarki „Dziennika Gazety Prawnej” powiedział, że rok temu trumna kosztowała 1,2 tys. zł, dziś trzeba za nią zapłacić o 700 zł więcej. To tylko kilka pierwszych z brzegu czynników, które powodują, że zakłady pogrzebowe wkrótce będą musiały ogłosić nowe cenniki.
Rozmówcy „DGP” myślą o podniesieniu cen o około 20 – 30 proc. Martwią ich nie tylko wyższe rachunki związane ze świadczeniem usług na odpowiednio wysokim poziomie, ale również nieuczciwa konkurencja, która od lat panuje na tym rynku.
Nieuczciwa konkurencja to największa bolączka branży pogrzebowej
– Żeby latem sprzedawać hot dogi w budce, muszę dysponować odpowiednim lokalem z dostępem do bieżącej wody, stanowiskami do przechowywania jedzenia w odpowiedniej temperaturze. Moi pracownicy muszą posiadać książeczkę zdrowia i komplet szczepień – wszystko po to, by bezpiecznie sprzedawać zwykłe bułki z parówką. Z kolei aby prowadzić zakład pogrzebowy, co przecież łączy się z codziennym kontaktem z ciałem zmarłego, wystarczy zarejestrować działalność gospodarczą. A, przepraszam, trzeba jeszcze mieć walizkę na dokumenty – mówił mi w 2018 roku Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, gdy przeprowadzałam z nim rozmowę dla serwisu money.pl.
Minęły prawie cztery lata, a firm, które nie dysponują własnymi chłodniami, żadnym zapleczem, więc przy organizacji pogrzebów korzystają z pożyczonego sprzętu, nadal jest bardzo wiele. Polska Izba Branży Pogrzebowej szacuje, że na cztery tysiące działających w naszym kraju firm pogrzebowych, tylko jedna czwarta działa legalnie i zatrudnia personel. Te, które nie mają etatowych pracowników i infrastruktury, pogardliwie nazywane są firmami garażowymi.
– Z naszych szacunków wynika, że z ich powodu budżet tracić może nawet 1 mld zł rocznie. Ale tracą też uczciwe firmy w tej nierównej konkurencji" – powiedział w rozmowie z „DGP” Robert Czyżak, prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej.
Liczba pogrzebów znacznie wyższa niż przed pandemią
Ich działalność mają ukrócić nowe, bardziej surowe przepisy. Wymagają od firm pogrzebowych m.in. posiadania chłodni i zatrudnienia minimum czterech osób. Branża ma nadzieję, że to ukróci działalność nieuczciwych „poszukiwaczy okazji”.
Wszyscy rozmówcy „DGP” przyznają, że od początku pandemii bardzo wzrosła liczba pogrzebów. Nie ma słowa przesady w opowieściach o tym, że na pochówek trzeba czekać tydzień, a zdarzają się cmentarze, gdzie i dwa tygodnie. Rozmówcy podpowiadają, że na niektórych cmentarzach można go nieco przyśpieszyć, jeśli rodzina zdecyduje się na mszę w kościele parafialnym, a nie kaplicy cmentarnej.
Czytaj też:
Czy pandemia wpłynęła na branżę funeralną? Firmy pogrzebowe: Rentowność spadła