Nazywali go „królem kiełbasy”. Były senator, który siedział w areszcie, co roku wraca na Listę Najbogatszych

Nazywali go „królem kiełbasy”. Były senator, który siedział w areszcie, co roku wraca na Listę Najbogatszych

Henryk Stokłosa
Henryk Stokłosa Źródło: Newspix.pl
Na północy Wielkopolski stworzył biznesowe imperium. Zarobił miliardy na rynku drobiu i utylizacji padliny. Ma ubojnie, zakłady i sklepy mięsne, do tego stawy rybne, pensjonaty, portal internetowy i tygodnik. Majątek Henryka Stokłosy i jego rodziny jest szacowany na 2,7 mld zł.

Biznesmen Henryk Stokłosa, który wraz z rodziną zajął 21. na tegorocznej Liście Najbogatszych Wprost (ex aequo z Antonim Ptakiem), na stałe zapisał się w podręcznikach do historii. Nie z powodu bogactwa, ale dlatego że jako jedyny kandydat niekomunistyczny, a jednocześnie niezwiązany z „Solidarnością” dostał się do Senatu RP pierwszej kadencji. Mandat senatora piastował nieprzerwanie przez następnych 16 lat.

Kiełbasa wyborcza Henryka Stokłosy w 1989 roku

Wybory kontraktowe w 1989 roku były swego rodzaju referendum nad tym, czy Polacy chcą kontynuacji PRL-u, czy też są gotowi na przebudowę systemu. Rękawicę politykom starej daty rzucili działacze „Solidarności” – ale Henryk Stokłosa nie należał do „drużyny Lecha”, a w dodatku przez wiele lat był członkiem PZPR-u. Powinien był przepaść z kretesem, a zdobył świetny wynik.

Zwyciężył dzięki charyzmie i sympatii, którą obdarzyli do mieszkańcy północnej Wielkopolski? Bynajmniej. Eksperci są zdania, że na sukcesie zaważyła przemyślana kampania wyborcza, która wyprzedziła swoje czasy. Stokłosa organizował festyny z muzyką i loteriami. Zapraszał popularnych wtedy artystów, np. Papa Dance. Wyborcom bardzo się to podobało: na festynach lało się piwo, można też było załapać się na bezpłatną kiełbasę.

Bo i od kiełbasy wszystko się zaczęło.

Pan na Śmiłowie

W 1980 Henryk Stokłosa, absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu, założył rzemieślniczą firmę utylizacji odpadów rolno-hodowlanych Farmutil H.S. w Śmiłowie (okolice Piły). Sukcesywne rozwijał działalność i z czasem stał się jednym z największych pracodawców w dawnym województwie pilskim. Zakłady rozrastały się, podobnie jak skala działalności. Pod koniec lat 90. sąsiedzi (a przynajmniej ci, którzy nie pracowali w zakładach mięsnych i nie bali się mu podpaść) zaczęli skarżyć się na okropny smród, który dzień i noc unosił się nad okolicą, a jego źródłem była ubojnia.

„Pamiętam ten zapach do dzisiaj, unosił się przez wiele lat. W PKS-ie jadącym do Piły, gdzie pod koniec lat 90. chodziłem do liceum, wszyscy zatykaliśmy nosy. Niektórzy zasłaniali też oczy, żeby nie widzieć rozmaitych patologii związanych z działalnością Stokłosy” – napisał dziennikarz Onetu Łukasz Cieśla.

Nie bardzo było do kogo kierować skargi na możliwe nieprawidłowości w ubojni, a może też innych częściach zakładu. Stokłosa nie dość, że zatrudniał połowę mieszkańców okolicy, to do tego miał reputację uczciwego pracodawcy, który dba o swoich ludzi. Finansował wakacyjne wyjazdy dla dzieci ze Śmiłowa, dostarczał jedzenie najbardziej potrzebującym rodzinom. W tym czasie był też właścicielem lokalnego „Tygodnika Nowego”, w którym bezkompromisowo rozprawiał się z przeciwnikami politycznymi.

Dla PiS-u był symbolem starych układów

Na początku lat dwutysięcznych mieszkańcy okolicznych miejscowości zaczęli jednoczyć się przeciwko Stokłosie, który za nic sobie miał normy dotyczące wpływu ogromnej firmy na środowisko. Powstało Stowarzyszenia Ekologiczne Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, którego członkowie byli w gazecie senatora nazywani „ekoterrorystami”.

W 2005 roku Stokłosa po raz pierwszy nie dostał się do Senatu, przestał go chronić immunitet. Zaczęły się kłopoty.