Jak długo prowadzi Pani ten biznes? Czy przez ten czas specyfika pracy bardzo się zmieniła?
Niedługo minie dziesięć lat od założenia firmy. Zakładałam ją jeszcze jako studentka architektury, pracując równolegle jako kelnerka i florystka – to było w 2016 roku. Kiedy stawiałam pierwsze kroki w tej branży, wiele rzeczy, które dziś uznaje się za standard, wtedy na rynku w ogóle nie istniało. W Bloom Flowers, która początkowo była wyłącznie kwiaciarnią online, zaczęłam tworzyć pierwsze w Warszawie kompozycje w flower boxach. Było to już popularne na Wschodzie, natomiast w Europie Zachodniej stanowiło jeszcze rzadkość.
Czy dobrze rozumiem, że współczesna florystyka bardzo ewoluuje?
Tak, zdecydowanie. Podobnie jak cały świat wokół nas, florystyka również podlega zmianom. Ewoluują trendy, technologie, zachowania konsumenckie oraz sezonowa dostępność kwiatów. To, co było popularne w 2016 roku, dziś prawdopodobnie nie odniosłoby już sukcesu.
Co, Pani zdaniem, stanowi przewagę Bloom Flowers na rynku? Co sprawia, że jest to tak wyjątkowe miejsce na mapie warszawskich kwiaciarni?
Trudno wskazać jeden czynnik – jest ich wiele. Podstawą są oczywiście dobre kwiaty, które sprowadzamy nie tylko z Polski, ale również z całego świata – między innymi z Holandii, Ekwadoru czy Argentyny. Drugim filarem jest zespół, który pracuje w odpowiednich warunkach i ma przestrzeń do tworzenia prawdziwych dzieł sztuki, jakimi są nasze bukiety. Nie można też zapominać o elementach wspierających całą działalność – profesjonalnych sesjach zdjęciowych, jakościowej ekspozycji, terminowej dostawie czy dbałości o detale związane z pakowaniem i dekorowaniem bukietów. Każdy etap musi być dopracowany.
Wspominała Pani o zmianach w zachowaniach konsumenckich. Co to oznacza w praktyce?
Podam dwa przykłady. Pierwszy dotyczy zmian, które zapoczątkował okres pandemii COVID-19 – przede wszystkim wzrostu popularności dostaw. Klienci zaczęli ufać kwiaciarniom online i coraz częściej wolą zamówić bukiet przez internet lub telefon, zamiast tracić czas na dojazd. Ufają nam w pełni – wiedzą, że dołożymy wszelkich starań, aby zarówno zamawiający, jak i osoba obdarowana, byli zadowoleni. Drugi przykład to wzrost świadomości klientów. Kiedyś większość osób nie potrafiła odróżnić dobrej kompozycji florystycznej od słabej. Często liczyła się tylko cena, a klienci nie rozumieli, dlaczego jedna róża kosztuje 4 zł, a inna 15. Dziś ta świadomość znacznie wzrosła – ludzie coraz lepiej rozumieją różnice w jakości i to jest bardzo pozytywny trend. Dynamika zmian jest ogromna.
Czy jest coś, czego Pani nie lubi w tej branży?
Prowadzenie odnoszącego sukces biznesu nie jest możliwe bez pasji, motywacji i determinacji – to dotyczy zresztą większości branż. Mimo pięknego wizerunku i pozornej lekkości, florystyka to bardzo wymagająca praca – zarówno dla właścicieli, jak i dla samych florystów. Kwiaty są produktem nietrwałym, praca jest fizycznie ciężka – często po kilkanaście godzin dziennie, z ciężkimi bukietami w rękach. Dochodzi duża konkurencja i wysokie wymagania co do umiejętności komunikacyjnych. Dla właściciela to również brak pełnej swobody w planowaniu czasu – często jest to praca siedem dni w tygodniu.
Co, Pani zdaniem, będzie przyszłością tej branży? Jakich zmian możemy się spodziewać?
Patrzymy długofalowo – chcemy rozwijać wszystkie elementy, które składają się na nasz produkt i usługę. Wśród kluczowych obszarów wymieniłabym:
- Dalszy rozwój produktu i kreatywności – podnoszenie jakości kwiatów, kreatywności kompozycji i form opakowania, zgodnie z aktualnymi trendami.
 - Udoskonalanie doświadczenia klienta – od standardu komunikacji, przez profesjonalną obsługę dostawy, po intuicyjne środowisko cyfrowe z dopracowanym UX.
 - Budowanie lojalności – dalsze rozwijanie partnerskich relacji z naszymi klientami.
 
