Monopolista nigdy się nie uczy

Monopolista nigdy się nie uczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Archiwum
Bezsilnie zgrzytając zębami już po półtorej godziny składam podpis na umowie z gazownią. Wychodzę żegnany informacją, że „dział techniczny podłączy gaz, jak będzie miał czas”.

Czwartek, 10 rano, budynek Mazowieckiej Spółki Gazowniczej, w imieniu PGNiG sprzedającej gaz w Warszawie. Drzwi zamknięte na głucho ? choć Biuro Obsługi Klienta zaczyna pracę właśnie o 10.00 ? a przed drzwiami obrazek żywcem przeniesiony z PRL. Tłumek zmarzniętych emerytów formuje kolejkę, przytupując dla rozgrzewki. W końcu drzwi się otwierają, klienci wlewają się do środka. W pomieszczeniu wielkości sporego biurowego pokoju panuje niemożliwy ścisk, a trzy panie urzędniczki (wg obecnej nomenklatury: konsultantki),  zasiadają przy biurkach, włączając komputery. Logowanie do systemu nie jest czynnością prostą ani szybką, więc panie prowadzą niezobowiązującą pogawędkę, a tłumek w tym czasie usiłuje uporządkować kolejkę. O numerkach ? zapomnijcie. W powietrzu latają więc swojskie 'pan tu nie stał!' i 'ja tu sobie zajmę i gdzieś sobie usiądę'. Wreszcie rozpoczyna się urzędowanie, w ogromnej większości polegające na ? oczywiście czasochłonnym ? tłumaczeniu emerytom zawiłości gazowych faktur.

Rozpieszczony kapitalizmem myślę ? chyba nowych klientów pozyskują jednak jakoś inaczej. I wiedziony tą śmiałą myślą przepycham się do jednej z konsultantek.
? Chciałbym z wami podpisać umowę na dostawę gazu, czy mam stać w tej kolejce?
? A co pan sobie myśli?!
? Chciałem tylko zapytać, czy ta kolejka jest do podpisywania umów?
? A skąd ja mam wiedzieć, z czym ci wszyscy ludzie tu przyszli?
W normalnych warunkach to zupełnie wystarczająca zachęta, by poszukać dostawcy usług gdzie indziej. W przypadku gazu tej możliwości brak, więc bezsilnie zgrzytając zębami już po półtorej godziny składam podpis na umowie z gazownią. Wychodzę żegnany informacją, że 'dział techniczny podłączy gaz, jak będzie miał czas'.

Podobna sytuacja ? czego chyba każdy doświadczył na własnej skórze ? jest standardem w urzędach pocztowych. Aroganckie, znudzone urzędniczki popijające herbatkę, ukryte za tabliczkami 'nieczynne', pewne swej władzy wynikającej z (jeszcze) monopolistycznej pozycji ich pracodawcy. Jakkolwiek klient by się wkurzał, i tak musi stać w tej kolejce, i łykać musi kolejne impertynencje ? bo po prostu nie ma gdzie pójść.

Ale już za rok Poczta Polska utraci swą monopolistyczną pozycję. Wtedy jej szefowie będą musieli zrobić prawdziwą rewolucję, by utrzymać choćby część dzisiejszej pozycji na wartym ok. 7 mld złotych rocznie rynku pocztowym w Polsce. Że to działa, dobrze widać na przykładzie niemieckiej energetycznej firmy RWE, która kupując STOEN praktycznie zmonopolizowała rynek dostaw prądu w Warszawie. Pomimo to biura obsługi klienta RWE to przykład doskonałej organizacji i kompetencji, a usunięcie awarii prądu na małym osiedlu pod lasem w sobotni wieczór jest tak samo oczywiste, jak w centrum miasta w środku tygodnia. Bo RWE wie doskonale, jak krótkotrwałe i pozorne bywają monopole.

Dobrze by było, gdyby ta prawda jak najszybciej dotarła do naszych pocztowców i gazowników.