Prof. Stanisław Gomułka: Rząd robi kreatywną księgowość

Prof. Stanisław Gomułka: Rząd robi kreatywną księgowość

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club Agencja Gazeta
Mamy bardzo ambitne cele zmniejszenia deficytu budżetowego. Niestety widać, że rząd próbuje je realizować w sposób, który jest nie do zaakceptowania. Na papierze, poprzez manipulacje mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów i były doradca Leszka Balcerowicza.

Karol Manys: Czy przyjęty przez rząd projekt budżetu na 2012 rok to realna propozycja?

Prof. Stanisław Gomułka: On niewiele się zmienił w stosunku do tego, co rząd zaprezentował w czerwcu. Zmieniły się natomiast założenia makroekonomiczne. Zakładano wzrost PKB 4 proc., a teraz zakładane jest 2,5 proc. Przedtem mówiło się o znacznym zmniejszeniu stopy bezrobocia. Teraz mówi się o jego niewielkim wzroście. Te założenia nie budzą poważniejszych zastrzeżeń, praktycznie tak samo prognozują główne ośrodki prognostyczne. Pytanie, czy rzeczywiście uda się utrzymać wydatki w ryzach tak, jak są zaplanowane i czy uda się utrzymać taki deficyt.

Myśli pan, że mogą być z tym trudności?

Myślę, że rząd liczy na dużą wpłatę z zysku NBP w trakcie roku, co jest oczywiście możliwe. Ale moja główna wątpliwość dotyczy wyniku całego sektora finansów publicznych i tego ambitnego planu zejścia z deficytem poniżej 3 proc. Na koniec tego roku rząd oczekuje deficytu ok. 6 proc. PKB. Zejście z 6 proc. do 3 proc. bez poważniejszych reform będzie trudne. Pewne efekty da podniesienie składki rentowej, ale to jest zaledwie pół punktu. 3 proc. wydaje się więc nierealne.

Brakuje panu poważniejszych działań?

Ten rząd nie jest skłonny do specjalnych ruchów reformatorskich. Działa w sposób dostosowawczy, jeśli już pojawiają się jakieś ruchy, to raczej nie są wyprzedzające, a wymuszane. W tej chwili mamy więc bardzo ambitne cele, jeśli chodzi o deficyt budżetowy, a z drugiej strony ? wątpliwości, czy to się da zrealizować. A widać, że rząd próbuje to realizować w sposób, który, dla mnie przynajmniej, jest nie do zaakceptowania. To znaczy poprzez manipulacje.

To dość mocny zarzut. Co pan ma na myśli?

Przede wszystkim te historie z OFE, czyli przeniesienie części drugiego filara do ZUS-u. Tam pojawiają się konta i nowy dług publiczny, który nie jest wliczany do długu publicznego. To jest kreatywna księgowość. A liczy się na to, że Eurostat również będzie stosować taką kreatywną księgowość w stosunku do długu. Ale nie wiem, czy będzie.
To jest ewidentnie zagrożenie, i to na dużą skalę. A przecież rozmaite fundusze kolejowe czy drogowe też nie są wliczane do długu. To wszystko jest podporządkowane temu, by wyglądało dobrze na papierze, bez kroków, które by powodowały rzeczywistą poprawę sytuacji w finansach publicznych. To mi się zdecydowanie nie podoba.
Rozumiem, że to są pomysły ministra Rostowskiego, ale muszą być przecież akceptowane przez premiera i całą koalicję. A więc koalicja bierze za to odpowiedzialność. A opozycja, niestety, jest słaba. Reasumując, nadzór Komisji Europejskiej potrzebny jest nie tylko krajom takim jak Grecja. Polsce też się to przyda. Bo okazuje się, że podobne machinacje to choroba wielu rządów. Polskiego również.

A osiągnięcie 2,5 proc. wzrostu PKB jest realne? Panuje bardzo duża niepewność odnośnie do rozwoju sytuacji w strefie euro.

Mimo to wydaje mi się, że propozycja zakładająca 1-proc. recesję była przesadzona. To by jednak wymagało dość głębokiej recesji w strefie euro. Gdyby rzeczywiście doszło do jej rozpadu, to spowodowałoby dużą recesję w Niemczech, a w konsekwencji spadek PKB w Polsce. Jednak prawdopodobieństwo takiego czarnego scenariusza, choć nie można go całkowicie wykluczyć, jak na razie nie jest duże. Moim zdaniem, rząd postąpił więc słusznie zakładając, że do tego nie dojdzie.
Sytuacja, z którą obecnie mamy do czynienia, a więc wzrost w pobliżu zera w strefie euro, przełoży się na wzrost między 2,5 do 3 proc. w Polsce. O założony wzrost jestem raczej spokojny, choć oczywiście, nic nie jest jeszcze przesądzone.

Jakieś inne zagrożenia pan widzi?

Raczej nie w przyszłym roku. Przy czym w 2012 roku rząd będzie miał w gruncie rzeczy niewielkie pole manewru. Wiadomo, że sytuacja gospodarcza w Polsce będzie wypadkową tego, co się dzieje poza Polską. Jeśli sprawy pójdą dobrze w strefie euro, to będziemy mieć wyższe tempo wzrostu. I na odwrót.
Reformy zapowiedziane przez premiera są oczywiście konieczne. Ale nie podoba mi się wolne tempo ich wprowadzania. To jest problem ? mała aktywność promująca rozwój. To się oczywiście poprawiło w stosunku do poprzedniej kadencji, ale w dalszym ciągu nie mamy działań rządu na miarę potrzeb. Rząd ma filozofię 'tu i teraz'. Jeżeli z taką polityką uda nam się uniknąć jakiejś większej wpadki, to już będzie sukces.