"W sprawie kwoty wolnej decyzje już zapadły. Będzie jednolity podatek i przy jego wprowadzeniu zrealizujemy zapowiedzianą podwyżkę kwoty wolnej. Tak by cała operacja była neutralna dla budżetu" - powiedział Kowalczyk w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej".
Oznacza to, że rząd odstępuje od pomysłu, w którym kwota wolna miała rosnąć stopniowo, o 1 000 zł rocznie – tak by docelowy poziom 8 000 zł osiągnąć w 2019 r.
Podatek jednolity (łączący dzisiejszy PIT, składkę zdrowotną, składki na ZUS, na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i na Fundusz Pracy w jedno), ma wejść w życie od początku 2018 r. Jesienią rząd przedstawi jego projekt, tak by można było jeszcze w tym roku go uchwalić i mieć kolejne 12 miesięcy na przygotowania, podała DGP.
"Nie ma sensu zmieniać na rok"
Minister zapowiedział, że rząd nie będzie zmieniał kwoty wolnej, bo nie ma sensu robić tego tylko na jeden rok. To oznacza poważne zmodyfikowanie jednej z najważniejszych obietnic wyborczych prezydenta Andrzeja Dudy, przejętej potem przez PiS.
"W scenariuszu uwzględniającym podatek jednolity oznaczałoby to tyle, że dochód w granicach 8 tys. zł albo byłby zwolniony z nowego podatku, albo obłożony bardzo niską stawką. Zmiany udałoby się zbilansować dzięki wprowadzeniu płynnej progresji, która oznaczałaby większe obciążenia dla więcej zarabiających.Rezygnacja z wcześniejszego planu oznacza, że w przyszłym roku Ministerstwo Finansów uniknie poważnego ubytku w dochodach z podatków. Stopniowe zwiększanie kwoty wolnej według poprzednich założeń uszczupliłoby dochody w przyszłym roku o 4 mld zł" - czytamy w dzienniku.
Kowalczyk zapowiedział, że rząd nie chce zabierać żadnych ulg i innych preferencji w postaci m.in. ulg na dzieci i wspólnego opodatkowania małżonków.
"Przede wszystkim chcemy skończyć z degresywnością obciążeń podatkowych. Poza tym chcemy pobudzić rynek pracy, zmniejszyć bezrobocie, głównie przez obniżenie klina. Chcemy dać preferencje jednoosobowej działalności gospodarczej w części ubezpieczeniowej podatku. Już dziś widać, jaką barierą jest koniec dwuletniego okresu preferencyjnie niskiej składki ubezpieczeniowej w działalności gospodarczej. Po upływie tego okresu wiele firm kończy działalność. My tę barierę usuwamy. Trzecia sprawa to zrównanie podatkowe wszystkich form zatrudnienia. Zniknie motywacja wypychania pracowników na umowy śmieciowe po to, by płacić niższe składki. Jeśli ktoś będzie zawierał np. umowy-zlecenia, to będzie to motywowane wyłącznie potrzebami pracy, a nie potrzebami podatkowymi" - powiedział Kowalczyk.
Dodał, że dla państwa oznacza to uproszczenie poboru danin oraz obniżenie kosztu ich poboru. "Dziś wynosi on około 1,6% wpływów z tych danin, dobrze by było, gdyby spadł do 0,8% Będzie jeden poborca w miejsce obecnych dwóch, czyli ZUS i aparatu skarbowego. Kto? Jeszcze nie ma decyzji" - powiedział minister.
Obietnice nie do pogodzenia?
Ministerstwo już wcześniej sugerowało, że trudno byłoby z tym pogodzić jednoczesną realizację drugiej wyborczej obietnicy, czyli obniżenia wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. DGP przypomina, że według wyliczeń resortu obniżenie wieku w takim wariancie kosztowałoby w 2017 r. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych i Fundusz Emerytur Pomostowych około 8,6 mld zł. Jednak - według ministra Kowalczyka - przy rezygnacji z podwyższenia kwoty wolnej robi się miejsce na obniżenie wieku.