Dyskusja wokół kredytów frankowych, czyli oczekiwanie na ostateczne rozwiązania rządu

Dyskusja wokół kredytów frankowych, czyli oczekiwanie na ostateczne rozwiązania rządu

Dodano:   /  Zmieniono: 
frank szwajcarski, monety (fot. Netfalls/fotolia.pl)
Nazywam się Michał Majewski, mam 41 lat, jestem frankowiczem. I nerwowo przestępuję z nogi na nogę widząc, że frank jest za grubo ponad 4 złote.

Banki to nie są moje ukochane instytucje. Mam przekonanie, że kilka lat temu całkiem spora grupa ludzi ze środowiska bankowego sprzeniewierzyła się zasadom etycznym, które akurat w tej branży winny być na miejscu pierwszym. Ale mam też awersję do uproszczeń, demagogii i czarno-białego opisywania rzeczywistości. I to jest głównie uwaga pod adresem środowiska walczącego o ustawę mającą ulżyć frankowiczom. Wkrótce prezydent ma przedstawić konkretne propozycje, jak widziałby pomoc dla osób, które wpadły w pułapkę kredytów hipotecznych w szwajcarskiej walucie. To zobowiązanie, które Andrzej Duda wobec frankowiczów zaciągnął  w zwycięskiej kampanii prezydenckiej.

Grzechy banków

Oczywiście nic w tej całej historii nie jest czarno-białe. Banki naturalnie nie są bez winy. Zachowałem sobie w głowie taki obrazek, gdy pan z banku bardzo przekonujący sposób tłumaczył mi, że w ciągu dającej się przewidzieć przyszłości frank nie będzie droższy niż 3 złote. Miał nawet bardzo ładne wykresy dla potwierdzenia swej tezy. Tłumaczył mi również, że moja zdolność kredytowa we frankach jest wyższa niż w krajowej walucie. Tak było. Muszę powiedzieć, że mam szacunek do Macieja Pawlickiego za skrzyknięcie frankowiczów, za walkę i zaangażowanie. Lubię, gdy ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Tyle, że niestety duża część argumentacji Pawlickiego ma charakter mocno demagogiczny i to mi się już nie podoba. W wypowiedziach lidera ruchu „Stop bankowemu bezprawiu” silnie pobrzmiewa ton, że winne sytuacji frankowiczów są rządy Tuska i Kopacz. Przepraszam bardzo, ale ja swój kredyt otrzymałem wiosną 2007 roku, czyli w rozkwicie rządów  Jarosława Kaczyńskiego. Podobnie jak dziesiątki, o ile nawet nie setki tysięcy innych kredytobiorców.

PiS za frankami

Byłoby dobrze trzymać się faktów w poważnej dyskusji. Komunikat z 1 lipca 2006: „Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość z niepokojem przyjmuje zalecenia Komisji Nadzoru Bankowego tzw. „Rekomendację S” wprowadzające ograniczenia w dostępności do kredytów walutowych, których głównym skutkiem będzie zmniejszenie możliwości nabywania przez obywateli (szczególnie przez młode osoby) własnych mieszkań (..). Niekorzystnym skutkiem Rekomendacji może być sytuacja, w której znaczna część średnio zarabiających Polaków nie będzie w stanie uzyskać dostępu do kredytu z powodu gwałtownego wzrostu jego kosztów. Wprowadzanie sztucznych ograniczeń tamujących naturalny rozwój rynku kredytów nie służy polskiej gospodarce, a już na pewno nie służy obywatelom”. Bądźmy uczciwi, tak było. Komunikat nadal jest na stronie PiS-u.

Wszędzie Niemcy

Druga rzecz, która mi się nie podoba. Idzie o mocne granie na antyniemieckiej nucie. 11 czerwca wybrałem się na demonstrację frankowiczów, która zebrała się pod warszawskim pomnikiem Mikołaja Kopernika. Maciej Pawlicki tłumaczył, że miejsce zbiórki jest nieprzypadkowe, bo z cokołu tego właśnie pomnika legendarny Alek z Armii Krajowej w 1942 roku, po brawurowej akcji, zerwał tablicę z niemieckim napisem. Potem padły zarzuty, że w debacie u prezydenta na temat kredytów frankowych brali udział przedstawiciele banków z niemieckim kapitałem. To słowa jątrzące i niepotrzebne. Akurat kredyty frankowe nie były przypisane do konkretnej flagi państwowej. Udzielały ich banki z kapitałem portugalskich, irlandzkim, ale  sporo kredytów frankowych udzielały też banki z czysto polskim kapitałem. I rzecz trzecia. Maciej Pawlicki używa bardzo mocno, retorycznego argumentu, że codziennie z powodu kredytów walutowych kilka osób popełnia samobójstwa. Przeszła mi przez głowę myśl, że to przesada, ale chciałem mieć pewność i napisałem w tej sprawie do Komendy Głównej Policji. Otrzymałem odpowiedź, że w 2015 roku w Polsce samobójstwa popełniło 5688 osób. Powody? Na pierwszym miejscu choroby psychiczne, na drugim nieuleczalne choroby, na trzecim nieporozumienia rodzinne, dalej zawody miłosne i dopiero na piątym sytuacja materialna. Ale rozumiana w sposób ogólny, czyli w tej kategorii mieści się utrata pracy, czy konsekwencje podpisania niekorzystnego kontraktu. Nie wątpię w to, że były przypadki odbierania sobie życia (żona jednego z frankowiczów-samobójców występowała na demonstracji w Warszawie), ale ciągłe wspominanie o kilku przypadkach dziennie jest demagogicznym wyolbrzymieniem bez poparcia w faktach.

Frankowicze, a wygrana Dudy

W całej sprawie jest jeszcze jeden ważny element. Polityka i obietnice z niedawnych wyborów. Obietnice  złożone przez PiS i w jeszcze większym stopniu przez Andrzeja Dudę, który sięgnął po prezydenturę. Wielu stawiało tezę, że frankowicze dołożyli dużą cegiełkę do wygranej Dudy. Daje się, że to argument mocno przeszarżowany. W ostatnich dniach TNS (działający na zlecenie Instytutu Jagiellońskiego) pokazał bardzo ciekawe badania dotyczące preferencji politycznych polskich kredytobiorców hipotecznych. Co wyszło? To mianowicie, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich 56 procent frankowiczów głosowało na Bronisława Komorowskiego, na Andrzeja Dudę ledwie 22 procent. Co więcej, dla niespełna 2/3 pytanych frankowiczów pomoc ze strony Dudy nie będzie argumentem do wspierania tego polityka w przyszłości. W przypadku PiS te dane wyglądają jeszcze marniej - jedynie dla 13 procent frankowiczów, w przypadku pomocy, gotowa jest przenieść swe głosy na partię Kaczyńskiego. I jeszcze jedne interesujące dane z tych badań. Frankowicze to głównie wyborcy Nowoczesnej i Platformy (33 + 14 procent), PiS ma w tej grupie 14 procent wyborców. Mówiąc językiem chłodnej politycznej kalkulacji, PiS i prezydent próbują robić dobrze zwolennikom Nowoczesnej i Platformy, którzy wcale nie mają zamiaru odwdzięczać się Dudzie i Kaczyńskiemu przy urnie wyborczej.

Banki kontra SKOK-i

Byłbym ślepcem, gdybym nie zauważył, że silnik akcji frankowiczów dają politycy związani ze SKOK-ami i media z tego obozu. Tu sprawa wydaje mi się dość przejrzysta. Banki są konkurencją dla SKOK-ów, im ostrzej „mają pod górę” tym bardziej cieszy to Grzegorza Biereckiego i jego stronników. Nie oceniam tego w żaden sposób, ale warto to zauważać. Warto też zwrócić uwagę na zniuansowaną sytuację w samym obozie władzy. Na ostatniej demonstracji frankowiczów, kierowanej przez Macieja Pawlickiego, ostrze krytyki było wyraźnie wymierzone w wicepremiera Mateusza Morawieckiego, byłego prezesa banku WBK. Pochód demonstrantów zatrzymał się nawet przed oddziałem WBK-u, gdzie z głośników popłynęły bardzo mocna słowa jednej z manifestantek, że Morawiecki jest moralnie i politycznie odpowiedzialny za śmierć jej męża. Z sygnałów płynących z otoczenia Morawickiego wnoszę, że jest on przeciwnikiem pomocy wszystkim frankowiczom, niezależnie od sytuacji materialnej w jakiej się znajdują. Morawiecki, jak rozumiem, obawia się, że „przeczołganie banków” negatywnie wpłynie na przyszłą akcję kredytową, która ma być jednym z filarów jego autorskiego planu gospodarczego. Co ciekawe, Pawlicki stara się zręczną retoryką ten argument wybijać z ręki wicepremierowi. Mówi, że „doprowadzenie do sprawiedliwości” w sprawie kredytów frankowych da ludziom wolne środki, które właśnie napędzą plan Morawickiego. Sytuacja jest ciekawa. Wkrótce do parlamentu ma wpłynąć projekt prezydenckiej ustawy dotyczący kredytów frankowych i Sejm stanie się polem rozgrywki w tej właśnie sprawie.

 Ulga tak, ale nie wszystkim

Problem jest, tu wątpliwości być nie może. Duża część środowiska bankowego kilka lat temu zachowała się głęboko nieetycznie. Klientom wciskano zawiłe produkty bankowe, których nie rozumieli nawet sami bankowcy. Było wiele nadużyć. Świetny przykład podała jedna z uczestniczek niedawnej demonstracji frankowiczów. Bankier zachęcał ją, by we wniosku kredytowym ukryła fakt posiadania dziecka, a wtedy powiększy się jej zdolność pożyczkowa. Czysta patologia. Banki oczywiście też przesadzają spinując przekaz, że z systemu wyparuje kilkadziesiąt miliardów złotych. To nie jest tak, że wyparuje. Zostaną w portfelach kredytobiorców, którzy będę te pieniądze wydawać na inne cele. Przeciwny jestem jednak temu, by jednym pociągnięciem pióra stosować ulgi wobec wszystkich frankowiczów. Po pierwsze, trafia do mnie argument, że byłby to niebezpieczny precedens. Co zrobimy w sytuacji, gdy stopy procentowe pójdą w górę i większe będą raty kredytów, tych którzy zaciągnęli je w złotówkach? Napiszemy kolejną ustawę? Po drugie, nie wszyscy frankowicze są ludźmi potrzebującymi ulgi. Podam prosty przykład. Cezary Stypułkowski, prezes mBanku jasno mówi, że ma kredyt w szwajcarskiej walucie i nie wygląda mi na człowieka przygniecionego tą sytuacją. Dlaczego, kosztem innych, miałoby powstać rozwiązanie, w którym Stypułkowski (jak sądzę, człowiek zamożny) jeszcze polepszy swój status majątkowy? Krótko mówiąc, pomoc tak, ale dla tych, którzy rzeczywiście jej potrzebują. Dla tych, którym raty pożerają większą część zarobków. Dla tych, którzy, mimo rzetelności, mają problem z regulowaniem należności. I jestem za tym, by rygorystycznie przypilnować banki w tej sprawie. Ale nie mieszałbym do tego Alka, Armii Krajowej i Niemców.