Polska gospodarka przyspiesza dzięki transakcjom bezgotówkowym
Artykuł sponsorowany

Polska gospodarka przyspiesza dzięki transakcjom bezgotówkowym

Płatność kartą
Płatność kartąŹródło:Fotolia
Transakcje bezgotówkowe przyspieszają rozwój gospodarki, przyczyniając się do wzrostu pensji i liczby nowych miejsc pracy. Polska jest w tej dziedzinie jednym z liderów. - Średnia europejska aktywnych użytkowników instrumentów i kart płatniczych jest mniej więcej na poziomie 70-71 proc., a w Polsce wynosi 74-75 proc. Jesteśmy w gronie liderów – mówi Michał Grabowski z firmy ITCARD.

Wprost.pl: Załóżmy, że klienci w Polsce płaciliby za zakupy przede wszystkim gotówką. Tak jak miało to miejsce w całkiem nieodległej przeszłości. Czy to cokolwiek zmienia z perspektywy całego państwa i jego gospodarki?

Michał Grabowski: Bardzo wiele zmienia. Pierwsza rzecz to koszty obsługi transakcji gotówkowych. Dziś ponad 80 proc. dorosłych Polaków ma rachunek bankowy i powiązany z nim instrument płatniczy. Przede wszystkim jakiś rodzaj karty, umożliwiającej dokonywanie płatności bezgotówkowych. Mimo to obsługa transakcji gotówkowych kosztuje nas nadal aż 17 mld zł. rocznie. Wynikają one stąd, że papierowy pieniądz trzeba przeliczyć, transportować do banków, przechowywać w chronionych miejscach. Poza tym ulega on zniszczeniu, a więc zachodzi konieczność dodrukowania banknotów. Wszystko to generuje koszty. Chodź powiedzmy sobie otwarcie: ani państwo, ani instytucje nie ponoszą tych kosztów z własnych środków. Koniec końców płaci je każdy z nas. Te 17 mld zł musi się rozłożyć na wszystkich obywateli płacących podatki i różnego typu marże.

To bolesne, że konsumenci muszą za to płacić, choć koszt transakcji gotówkowych, dopóki nie pojawiła się alternatywa, był siłą rzeczy zjawiskiem naturalnym. Ale czy polska gospodarka coś traci z racji używania papierowego pieniądza?

Istnieje druga ważna kwestia skłaniająca państwa do redukowania obrotu papierowym pieniądzem. Po prostu zbyt często jest on magazynowany w skarpetach.

Ma Pan na myśl trzymanie go nie na koncie bankowym, ale na przykład w sejfie lub w domowym pawlaczu? Taką gotówkę ukrytą na „czarną godzinę”?

Zgadza się. Tymczasem pieniądz powinien krążyć. Im więcej jest go w obiegu i im szybciej wraca do obiegu, tym gospodarka szybciej się rozwija. Kiedy jest na rachunku bankowym, to de facto cały czas znajduje się w obiegu. Nie dochodzi do takiej sytuacji, że następuje jego magazynowanie w kieszeniach osób prywatnych.

Ale co to „krążenie” pieniądza przynosi pozytywnego w praktyce?

Po prostu łatwiej jest wziąć kredyt, ponieważ banki dysponują większa ilością środków. Poza tym mogą szybciej nimi obracać. A jak to się od wieków mówi: „pieniądz rodzi pieniądz”. Za tym zaś idzie realny wzrost konsumpcji, co przekłada się na wzrost gospodarczy i napędzanie koniunktury na rynku. Czyli także więcej miejsc pracy i wyższe pensje.Reasumując, im więcej konsumentów dokonuje transakcji bezgotówkowych, tym koszty obsługi pieniądza są niższe, a wzrost gospodarczy jest wyższy. Poza tym maleje zagrożenie zalania rynku niekontrolowanym pieniądzem w przypadku kryzysu.

Na czym to zjawisko polega?

Załóżmy, że jak do tej pory ludzie gromadzą gotówkę w skarpetach i przychodzi moment kryzysu. Wówczas konsumenci sięgają po ukryte zasoby i na rynku nagle pojawia się dodatkowy pieniądz znikąd. To błyskawicznie podnosi inflację, która pogłębia kryzys. Z tego powodu kryzysy lat 60. i 80. miały dużo gorsze skutki niż kryzys lat 2008-2012. Mniej pieniędzy ukrytych w skarpetach ochroniło nas współcześnie przed inflacją.

Ostatnio w Szwecji pojawił się projekt stopniowego wycofania wszystkich banknotów z obiegu, lecz argumentacja za jego szybką realizacją była całkiem inna. Rząd w Sztokholmie mówił głównie o redukowaniu przestępczości za pomocą odcięcia półświatka od możliwości niekontrolowanego obrotu gotówki.

O: Argumenty o możliwości zablokowania finansowania terroryzmu, handlu bronią i narkotykami, czy bronią atomową, robią wrażenie na ludziach. Jednak tak naprawdę chodzi o likwidację szarej strefy. Zablokowanie możliwości zatrudnianych przez pracodawców osób na czarno oraz wykonywania usług bez opodatkowania. Zniknęłaby możliwość trudnego do zauważenie wypłacania im gotówki do ręki.

Przecież to niekoniecznie musi dobrze służyć gospodarce.

Osoby pracujące na czarno są nierzadko wykorzystywane przez pracodawców, którzy płacą im marne grosze. Nie mają ubezpieczenia i składek emerytalnych. Poza tym każdy uczciwy obywatel płaci podatki do wspólnego koszyka, a ludzie pracujący na czarno i pracodawcy zatrudniający takich pracowników tego nie robią.

Tak, czy inaczej Polska dopiero stara się nadążyć za krajami rozwiniętymi. To przecież w państwach bogatszych obrót bezgotówkowy jest powszechniejszy.

Absolutnie nie! Ostatni raport Mastercard wykazał, że średnia europejska aktywnych użytkowników instrumentów i kart płatniczych jest mniej więcej na poziomie 70-71 proc., a w Polsce wynosi 74-75 proc. Jesteśmy w gronie liderów.

Jak to możliwe?

Stało się tak, bo do rynku rozliczeń bezgotówkowych przystąpiliśmy względnie późno. Nie dręczą nas więc na demony przeszłości. Na przykład w Stanach Zjednoczonych i krajach Ameryki Północnej nadal bardzo często używanym instrumentem płatniczym jest czek. A my się praktycznie w ogóle na czeki nie załapaliśmy, od razu zaczęliśmy używać kart. Pominęliśmy etap czeków oraz kartę płatniczą, jako instrument kredytowy. W krajach Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej bardzo często karta płatnicza jest utożsamiana z posiadaniem kredytu, a nie z posiadaniem instrumentu płatniczego, na którym dysponuje się własnymi środkami, czyli po prostu pieniędzmi na bankowym koncie. To nas wyróżnia na rynkach europejskich, a także amerykańskich. Reszta świata trochę inaczej funkcjonuje. Mamy również paradoksalnie duże zaufanie do wszelkiego rodzaju nowinek.

Jakie nowinki ma Pan na myśli?

O: Szybko nauczyliśmy się np. korzystania z możliwość dokonywania transakcji bezstykowo. Pod tym względem jesteśmy jednym z dwóch krajów obok Kanady, w którym tych transakcji robi się najwięcej w świecie.

Używać smartfonów, zamiast kart płatniczych nauczyliśmy się także bardzo szybko.

Niekoniecznie. W latach 2012-2015 banki i instytucje wydające instrumenty płatnicze udostępniły klientom naklejki, które były zwykłą kartą płatniczą, tylko że miały inny format. Tę naklejkę można było przykleić na telefon lub gdziekolwiek i można było nią płacić. Potem pojawiły się różne inicjatywy podobne do dzisiejszego BLIK-a, bo ten wszystkie te inicjatywy połączył. Jednak pomimo starań BLIK, ze względu na swoją dość trudną funkcjonalność przy terminalu, po prostu nie chce się przyjąć. Liczba transakcji bezgotówkowych wykonywanych tą właśnie metodą to niewielki procent wśród ogółu. I znowu historia zatacza koło. Najpierw przyklejaliśmy naklejki, a potem wymyśliliśmy aplikację z kodem. Teraz znowu pojawiły się podobne pomysły, m.in. Apple Pay czy płatność smartfonem. Przy czym teraz jest to funkcjonalność wbudowana w smartfon.

A gdzie, w tej szybko zmieniającej się rzeczywistości, gdy papierowy pieniądz jest wypierany przez transakcje bezgotówkowe, znajduje się miejsce dla ITCARD?

ITCARD to właściciel wszystkich narzędzi technicznych, które powodują, że od momentu przyłożenia karty do terminala aż po rozliczenie transakcji na rachunku bankowym wszystko działa sprawnie i jest bezpieczne. ITCARD dostarcza podmiotom kompleksowe rozwiązania techniczne. Poza tym nasza spółka córka PlanetPay, jak i nasi pozostali partnerzy techniczni, są pośrednikami, którzy pod swoimi markami oferują końcowe urządzenia, czyli terminale.

Dzięki Państwa firmie, kiedy klient przyłoży kartę do terminala nie musi się o nic martwić, podobnie przedsiębiorca, który jest właścicielem terminala?

Dokładnie tak. Za sprawą ITCARD i innych firm specjalizujących się w technologiach obrotu bezgotówkowego, funkcjonuje cały system obiegu pieniądza w państwie.

Dziękuję za rozmowę.