To dalszy ciąg wojny na linii Twitter-Trump, w którą zaangażował się Facebook, po stronie prezydenta. W skrócie: Jack Dorsey, szef Twittera, cenzuruje (sprawdza ich zgodność z faktami) wypowiedzi Trumpa. To doprowadza go do wściekłości prezydenta. Grozi regulacją i cenzurą portali społecznościowych. Tymczasem Mark Zuckerberg, w wywiadzie dla Fox News (telewizja jawnie popiera Trumpa, samo udzielenie jej wywiadu jest formą deklaracji), powiedział, że jego media nie pójdą drogą Twittera i na Facebooku żadnego sprawdzania nie będzie.
Na bezczynność Zuckerberga po postach Trumpa zareagowało negatywnie wielu pracowników. Niektórzy zorganizowali protest – „wirtualny spacer” – aby zaprotestować przeciwko decyzji prezesa, aby nie podejmować działań w związku z serią kontrowersyjnych postów prezydenta.
W ramach protestu pracownicy wzięli dzień wolny od pracy. Menedżerowie Facebooka nakazali działowi zasobów ludzkich firmy, aby nie podejmował na razie działań odwetowych wobec pracowników, którzy planują protestować.
Strajkowi towarzyszy rzadka fala sprzeciwu ze strony pracowników Facebooka na Twitterze. Jason Stirman, kierownik projektu na Facebooku, powiedział, że nie zgadza się z decyzją Zuckerberga, by „nic nie robić” w odniesieniu do ostatnich postów Trumpa. „Nie ma neutralnego stanowiska w sprawie rasizmu” – napisał w tweecie
„Stworzenie platformy do podżegania do przemocy i szerzenia dezinformacji jest niedopuszczalne, niezależnie od tego, kim jesteś lub czy jest to warte tej wiadomości” – napisał w weekend Andrew Crow, szef ds. projektowania urządzeń portalu Facebook. – „Nie zgadzam się ze stanowiskiem Marka i będę starał się dokonać zmian”.
Rzecznik Facebooka powiedział w CNN Business: „Zdajemy sobie sprawę z bólu, jaki odczuwa obecnie wielu naszych pracowników, szczególnie nasza społeczność czarnoskórych. Zachęcamy pracowników do otwartego mówienia co myślą, gdy nie zgadzają się z szefostwem. Będziemy nadal szukać ich szczerych opinii”.
Publiczna reakcja pracowników nastąpiła po braku działań ze strony Facebooka. W zeszłym tygodniu Twitter po raz pierwszy umieścił etykietę sprawdzającą fakty w wielu tweetach Trumpa dotyczących kart do korespondencji, a kilka dni później umieścił etykietkę ostrzegawczą na tweecie Trumpa o proteście (w sprawie śmierci George’a Loyda), w którym ten ostrzegł: „Kiedy rozpocznie się grabież, rozpoczyna się strzelanie”. Chociaż na Facebooku pojawiły się identyczne posty Trumpa, firma zdecydowała się nic nie robić.
Trump i Zuckerberg rozmawiali przez telefon w piątek, powiedział CNN anonimowy polityk z administracji Trumpa.
Katie Zhu, pracowniczka Instagrama (należy do Facebooka), napisała na Twitterze, że bierze wolne i że jest „głęboko rozczarowana” i „wstydzi się” z powodu „tego, jak zachowuje się jej firma”. Zhu zachęcała innych, którzy pracują dla aplikacji, aby do niej dołączyli i „zorganizowali”, jednocześnie udostępniając zrzut ekranu przedstawiający jej status płatnego urlopu, w tym opis #BlackLivesMatter.
Sprawa wydaje się rozwojowa, tym bardziej, że protesty w Ameryce narastają, a reakcje władz są coraz ostrzejsze. Zginęły już dwie osoby, a wiele zostało rannych.
Czytaj też:
Otwarty konflikt Facebooka i Twittera. W jego tle fake newsy Donalda TrumpaCzytaj też:
Donald Trump ocenzuruje media społecznościowe? „Wściekną się” – napisał prezydent