Piątkowa „Rzeczpospolita” przywołuje raport Najwyższej Izby Kontroli z 2023 roku, którego autorzy ustalili, że choć samorządy mają obowiązek konsultowania planu zagospodarowania terenów w pobliżu rzek z Wodami Polskimi, to nierzadko ustalenia te pozostają „tylko na papierze”. Presja ze strony osób marzących o domu w sąsiedztwie rzeki (a idą za nimi pieniądze) jest na tyle duża, że niektóre samorządy idą im na rękę. W rezultacie ludzie w dobrej wierze kupują działki i budują domy, bo nie mają świadomości, że jest to teren zalewowy – plan zagospodarowania przestrzennego zezwalał na budowę.
Zdaniem „Rz” także same Wody Polskie, instytucja odpowiedzialna m.in. za troskę o bezpieczeństwo przeciwpowodziowe, w postępowaniach dotyczących warunków zabudowy i zagospodarowania obszarów zalewowych najczęściej wydawały przychylną opinię. „W latach 2018-2021 wydały ponad 19 tys. decyzji w tych sprawach, z czego aż 90 proc. oznaczało zgodę na rozpoczęcie tam inwestycji” – czytamy.
To czas, by zachęcić ludzi do porzucenia domów na terenach zalewowych
W tym kontekście warto przywołać rozmowę, jaką dziennikarze RMF FM przeprowadzili z prof. UMCS Stanisławem Chmielem, kierownikiem Katedry Hydrologii i Klimatologii UMCS w Lublinie. Jego zdaniem priorytetem powinno być ograniczenie zabudowy na terenach zalewowych, by złagodzić skutki ewentualnych przyszłych powodzi. Należy też rozpocząć dyskusję na temat propozycji przesiedleń osób zamieszkujących obszary zalewowe – stwierdził hydrolog.
– O ile w ostatnich latach powstały mapy obszarów zalewowych dla głównych rzek, to brakuje ich jeszcze na terenach mniejszych rzek, ich dopływów, dla cieków okresowych, a nawet suchych dolin, którymi odbywa się sporadycznie spływ powierzchniowy. Tam właśnie mamy do czynienia z wydawaniem nowych pozwoleń budowalnych. Jak pokazała obecna sytuacja, właśnie małe cieki stały się dużymi, rwącymi rzekami, i to przyczyniło się do tylu nieszczęść – powiedział profesor.
Jego zdaniem to dobry czas, by rozpocząć dyskusję na temat propozycji przesiedleń dla osób zamieszkujących na obszarach zalewowych. Właśnie teraz, przeżywając powódź i mierząc się z jej skutkami, dotknięci mieszkańcy są najbardziej skłonni przenieść się do miejsc, w których nie grozi im powtórka z tych zdarzeń.
Ponadto rozmówca z UMCS zwrócił uwagę, że wciąż mamy w Polsce za mało zbiorników retencyjnych, głównie dotyczy to obszarów występowania powodzi błyskawicznych. Wskazał na potrzebę budowy zwłaszcza suchych zbiorników przeciwpowodziowych (polderów) w obszarach górskich i podgórskich, które będą przechwytywały nadmiar wody.
– Jednak i to nie gwarantuje całkowitej ochrony. Wątpię, że jest w ogóle możliwość wybudowania tylu zbiorników, żeby nie było zagrożeń powodziowych. Zdarzają się bowiem katastrofy, których nie da się po prostu powstrzymać – zaznaczył.
Czytaj też:
Chcą dorobić się na powodzi. UOKiK grozi konsekwencjami
Czytaj też:
Rząd pomaga powodzianom. Sprawdź, jak ubiegać się o bezzwrotną pomoc finansową