Wszystko po to, by zapobiec wzrostowi cen energii, który - jak straszą eksperci - może wynieść w Polsce nawet 70 proc., w wyniku przyjęcia pakietu propozycji legislacyjnych przedstawionego przez Komisję Europejską w styczniu tego roku. Jego celem jest redukcja emisji CO2 o 20 proc. do 2020 r.
"KE jest świadoma polskiego problemu. Jeśli Polska chce, byśmy zmienili pakiet, to musi najpierw uzyskać polityczną zgodę w tej sprawie państw członkowskich. Najlepiej już na październikowym szczycie UE" - powiedziały PAP pragnące zachować anonimowość wysokie źródła w KE.
Polscy dyplomaci w Brukseli już nad tym pracują. "Chcemy, by to (polski problem) zostało zapisane w deklaracji przyjętej na szczycie w bardzo precyzyjnych słowach" - powiedział w poniedziałek dyplomata.
"Polska to pierwszy kraj, który przeprowadził tak zmasowany atak na te zobowiązania" - dodał. W ostatnich tygodniach w europejskiej prasie ukazało się wiele artykułów na temat polskich obaw dotyczących pakietu.
Polska chce, by realizacja ambitnych celów uwzględniała fakt, że produkcja energii elektrycznej w Polsce jest w ponad 90 proc. oparta na węglu, czemu towarzyszy najwięcej emisji CO2. W konsekwencji polska elektroenergetyka poniesie większe koszty realizacji pakietu, niż ta oparta na gazie czy zero-emisyjna energetyka nuklearna.
Pakiet przewiduje bowiem, że od 2013 roku elektrownie będą musiały płacić za całość emisji CO2, kupując je na unijnym rynku handlu emisjami (ETS).
Na szczycie UE w marcu przywódcy zastrzegli, że redukcja emisji dwutlenku węgla nie może być hamulcem rozwoju gospodarczego. Zgodzili się ponadto, że podział obciążeń pomiędzy kraje członkowskie ma się odbywać zgodnie z zasadami "wydajności gospodarczej i korzystnego stosunku zysków do kosztów, a także sprawiedliwości i solidarności".
Zgodnie z wnioskami końcowymi marcowego szczytu, w pracach nad pakietem ma być brana pod uwagę "różna sytuacja wyjściowa państw członkowskich, ich uwarunkowania i możliwości oraz dotychczasowe osiągnięcia".
Na październikowym szczycie Polska chce "bardziej doprecyzować" te zapisy, aby zagwarantować, że elektrownie nie będą musiały płacić już od 2013 r. za prawa do wszystkich emisji CO2. Polska domaga się stopniowego wprowadzania obowiązku zakupu uprawnień do emisji na aukcjach, począwszy od 20 proc. w pierwszym roku.
Według propozycji KE ze stycznia, darmowe limity emisji CO2 mają dostać tylko najbardziej energochłonne branże, które w przeciwnym wypadku mogłyby przenieść produkcję np. na Ukrainę albo do Chin.
Ambicją francuskiego przewodnictwa, a także kończącej niedługo kadencję Komisji Europejskiej pod wodzą Jose Barroso, jest polityczne porozumienie w sprawie pakietu jeszcze w tym roku. Zawiera on instrumenty mające urzeczywistnić ambitne cele, do których kraje UE zobowiązały się jeszcze za czasów przewodnictwa kanclerz Angeli Merkel w 2007 r.
Półtora roku później przyjęcie konkretnej legislacji okazuje się trudniejsze niż zakładano, a sami przywódcy już bardziej pragmatyczni. Pokazało to choćby niedawne porozumienie Merkel- Sarkozy, osłabiające dyrektywę służącą redukcji emisji CO2 przez samochody, która godziła w interesy europejskiego przemysłu samochodowego skoncentrowanego we Francji i Niemczech.
"Rozwój Europy nie zależy od redukcji CO2, ale od rozwoju gospodarczego" - przyznał polski dyplomata. Źródła w KE zauważyły z kolei, że w momencie przyjmowania ambitnych celów w Europie była lepsza koniunktura gospodarcza. "Dziś, choć nie można mówić o recesji, to na pewno mamy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym" - powiedziały wysokie źródła.
pap, keb