Rozpoczęty w pełni sezonu turystycznego strajk wywołał gniew agencji turystycznych i ministra turystyki Pawlosa Gerulanosa, który ocenił, że akcja "uderza w wizerunek kraju za granicą". Turystyka stanowi siłę napędową gospodarki Grecji, która od ponad roku jest w bardzo głębokim kryzysie. Operatorzy turystyki apelowali do rządu o interwencję.
Rządowa decyzja o liberalizacji przepisów dotyczących taksówek wpisuje się w przeprowadzane w Grecji otwieranie licznych zawodów i branż na konkurencję i dotyczy m.in. kierowców ciężarówek, inżynierów i adwokatów. Otwarcia zamkniętych i obwarowanych licencjami zawodów wymagają wierzyciele Grecji, Unia Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Do klinczu taksówkarzy z ministerstwem transportu doszło na początku lipca. Nowy minister transportu Janis Ragusis odmówił zastosowania ugody osiągniętej w maju między jego poprzednikiem a taksówkarzami. Przewidywała ona uzależnienie "liczby taksówek od wielkości populacji w każdym mieście", co nadal pozwalało na limitowanie ich liczby. Według związku zawodowego "liberalizacja zagęści liczbę taksówek i spowoduje obniżenie wartości" z trudem zdobywanych licencji zawodowych. Z kolei Ragusis przekonuje, że "otwarcie zawodu, zniesienie reglamentacji jest konieczne do walki z czarnym rynkiem istniejącym w sektorze, gdzie licencje są kupowane i sprzedawane w sposób sprzyjający uchylaniu się od podatków".
27 lipca w Atenach manifestowało około 8 tys. właścicieli taksówek. Strajk, zwłaszcza w pierwszych dniach, spowodował poważne zakłócenia w ruchu drogowym. Taksówkarze blokowali drogi do głównego lotniska kraju w Atenach i portu morskiego w Pireusie oraz drogi wylotowe na północ i południe ze stolicy. Blokowali też kilka portów, m.in. Patras, Kyllini i Katakolo na Peloponezie, uniemożliwiając tysiącom turystów dostanie się na pokład statków wycieczkowych.
PAP, arb