Zdaniem Sormana w świecie Zachodu kryzys jest czymś naturalnym, a jego historia jest historią kryzysów. - Przeżyliśmy już gorsze rzeczy - kryzys, jakim była transformacja gospodarek z systemu komunistycznego ku demokracji rynkowej, był kryzysem bardziej znaczącym - ocenił Sorman podczas wykładu na konferencji "Zbawienne skutki kryzysu finansowego w Europie". Filozof sądzi, że mamy obecnie do czynienia nie tyle z kryzysem finansowym, ile z symptomami szerszego zjawiska, które definiuje tak: koncept Europy zjednoczonej powstał dawno. Od tamtych lat świat zmieniał się szybko, a UE nie ewoluowała w stopniu wystarczający, przestała być konkurencyjna w globalnej gospodarce.
"To kryzys instytucji"
Sorman przekonywał, że przede wszystkim mamy do czynienia z kryzysem instytucjonalnym w Europie - instytucje unijne nie zostały bowiem jeszcze zaadaptowane do zmian, jakie zaszły na świecie. Sorman przypomniał, że na światowej scenie pojawiły się "wschodzące gospodarki, które są w stanie produkować to samo, co my, często taniej. Nie zdobyliśmy się na wystarczający wysiłek, by zachować przewagę naukową, techniczną i wystarczający poziom innowacyjności". - By Europa stała się znów konkurencyjna, potrzebne są solidne ramy instytucjonalne - dodał.
- Dawniej uważano, że źródłem sukcesu są zasoby kraju, jego surowce; dziś sądzimy, że o sukcesie stanowi stabilność instytucji państwa. W Europie mamy dobrej jakości, stabilną instytucję, jaką jest Europejski Bank Centralny. Ale mechanizmy solidarności społecznej w Europie są nieprzewidywalne i stanowią źródło niepokoju. Jest też kwestia bezpieczeństwa i sąsiedztwa UE - są w pobliżu niestabilne kraje, a granice są przepuszczalne, więc wzmocnienie systemu bezpieczeństwa Europy jest również konieczną komponentą rozwoju gospodarczego - podkreślił Sorman. Jego zdaniem fundamentem sukcesu państw jest solidność i stabilność ich instytucji. - Gdy przychodzi kryzys, inwestorzy chętniej inwestują w dług USA niż w obligacje krajów europejskich, ponieważ Ameryka ma solidne instytucje prawne, administracyjne i militarne - wyjaśnił filozof.
Co dalej z Europą?
Jedną z przyczyn obecnej sytuacji jest to - jak tłumaczył Sorman - że niektóre europejskie mechanizmy ekonomiczne stały się archaiczne. Ponadto już dawno temu kraje UE zdecydowały się żyć na kredyt. Niemal wszystkie państwa unijne mają deficyt budżetowy. Konieczność redukowania deficytu nie wydawała się politykom wcześniej sprawą pilną, ponieważ można było stosunkowo łatwo pozyskiwać pieniądze z globalnego rynku; kraje oszczędzające nie miały zbyt wielkiego wyboru, inwestowały więc w papiery dłużne USA i Europy - powiedział. Kolejnym czynnikiem kryzysu - jego zdaniem - jest to, że niektóre kraje UE, zwłaszcza Francja i Niemcy, stworzyły zbyt rozbudowane systemy opieki socjalnej i społecznej solidarności. M.in. dlatego Europie potrzebna jest reforma długoterminowa, a problemem demokracji jest to, że politycy podejmują decyzje krótkoterminowe. Ekonomia wymaga natomiast działań obliczonych na długie okresy. - Znów musimy sobie powiedzieć, gdzie i kim chcemy być za dziesięć lat, a także, czy chcemy być w przyszłości federacją, czy chcemy stać się Stanami Zjednoczonymi Europy, co można by uznać za długoterminową gwarancję bezpieczeństwa i ekonomicznej prosperity - wyjaśniał filozof.
- Europa potrzebuje wzrostu gospodarczego, ale czy jego ceną są nierówności społeczne? - pytał Sorman. - Wiemy, że wzrost gospodarczy powoduje powstawanie nierówności społecznych i że pewien poziom nierówności społecznych jest konieczny dla wzrostu. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jaki poziom nierówności jest właściwy - mówił. Zaznaczył jednocześnie, że nierówności są nieuniknione i nie ma skutecznego sposobu ich korygowania. - Jestem zwolennikiem koncepcji Miltona Friedmana - gwarantowanego, uniwersalnego dochodu minimalnego, który wspólnota narodowa powinna zapewnić obywatelom, co jest zresztą finansowo wykonalne - zdradził Sorman.
PAP, arb